Legendy Ashum

Historia upadku ludzkości

Nie jesteś zalogowany na forum.

Ogłoszenie

(472 rok) - Nadeszła zima - Ciągłe wojny na północy z kultystami - Uczeni wyruszają na ekspedycje - Ciągłe utraty ziemi na północy

#1 2015-05-10 10:38:12

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 37.0

Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Zima odeszła, a z nią przyszły nowe nadzieje. Świat pod wodzą Króla E'Kona zaznał nowych nadziei na jego naprawę. Świat zaznając rąbka prawdy o swej przeszłości zaczyna się burzyć w swym poprzednim porządku. To czas, w którym nadchodzą wielkie zmiany, wielkie nadzieje i wielkie obietnice


2.png


Nadszedł czas zmian

Offline

#2 2015-05-10 14:21:12

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Pustkowia
Jaskinia, do której nie było zdolne wpaść, ani wypaść żadne światło. To tutaj skrył się Skull z ledwo co uratowaną Achają.
Skull: Jak twoje nogi?
Pytanie było bezsensowne, ale i tak je zadał.
Achaja: Nie widzisz, że są całe poparzone?
Skull: Chodzi mi o to czy w razie najgorszego scenariusza dasz radę uciekać. Miejmy nadzieję, że do takiego nie dojdzie.
Achaja: Jakbym mogła chodzić, nie musiałbyś mnie nieść do tej jaskini.
Skull: Mogłem tak nie popędzać konia. Może wtedy by nie zdechł. Jednak kto wie czy te kilka godzin, które zyskałem kosztem jego życia nie przesądziły o twoim losie.
Achaja: No mogłeś.
Zapadła chwila milczenia. Ciężko znaleźć temat gdy jest się w tak przesranej sytuacji. Więc co robi Skull? Próbuje przekonać towarzyszkę, że sytuacja nie jest taka zła.
Skull:  Udało się nam uciec, póki co żyjemy. Nie uważasz, że taka sytuacja zasługuje na nieco optymizmu?
Oczywiście na marne.
Achaja: Optymizmu? Jesteśmy ranni, nie mamy koni i ściga nas banda kultystów. Jestem realistką.
Skull: Niestety. Rozsądek nigdy nie pozwala się rozluźnić.
Achaja: Rozsądek podpowiada mi, że trzeba ruszać.
Skull zaśmiał się krótko.
Skull: Rozsądek... Gdybym go posłuchał nie byłoby nas tutaj.


Retrospekcja
Znalazł ich. Zang i jego upiorna, milcząca banda wracała na swój posterunek. Musiał dowiedzieć się gdzie zabrali Achaję. Na obecnym terenie nie było szans na atak z zaskoczenia. Nie mógł też marnować czasu na śledzenie ich i planowanie ataku. Pozostał mu ostatni akt desperacji.
Skull: Jebać to.
Wyszedł im na przeciw.
Skull: Ty! Kultysto!
Zang: Coś ty za jeden? Ach! Pamięć mi wraca. Jesteś jednym z tych nieudaczników z klasztoru. Widzę, że szybko pozbierałeś się na nogi po tym jak zrównałem cie z brukiem.
Skull: Powiesz mi gdzie jest Achaja!
Zang: Ta kobieta? Ha ha ha! Rozbawiasz mnie. Rozczaruję cie. Nie masz żadnych mocnych argumentów. Nie widzę powodu by udzielać odpowiedzi oraz pozostawić cie przy życiu. Zabić go.
Wojownicy ryknęli bojowo.
Skull: potrzebujesz pomagierów by się ze mną rozprawić? Ilu pleców trzeba byś poczuł się za nimi bezpiecznie?
Zang: Daruj sobie. Nie zamierzam brudzić sobie rąk twoim nic nie wartym życiem.
Skull: Wymierzasz na mnie wyrok, a nawet nie masz odwagi zadać ciosu.
Zang: Więc tak to widzisz? Będziesz teraz rozważał sprawy światopoglądowe?
Skull: Ktoś kto nie ma odwagi by spojrzeć swojej ofierze w oczy przed zadaniem ostatniego ciosu nie ma prawa decydować o jego życiu!
Zang wybuchnął śmiechem.
Zang: Proszę bardzo! Jeśli to uspokoi twoje sumienie, zabiję ci osobiście byś nie miał do mnie pretensji po śmierci!
Dobył długiego noża.
Zang: Upewnijcie się, że nie ucieknie, kiedy zda sobie sprawę z kim zadarł.
Jego ludzie otoczyli ich w kręgu.
Zang: Ostatnie słowa?
Skull dobył estoka.
Skull: Duchy bliskich nigdy nie umierają.
Ruszyli. Skull szybko przekonał się, że Zang mimo swojej masywności jest niezwykle zwinny. Już na start uskoczył przed jego szarżą i przetoczył mu się przez plecy. Kiedy jego stopy dotknęły podłożą wykorzystał nabrany impet do wbicia rywalowi noża w plecy. Skull jednak uchylił się przed pchnięciem przy okazji wykonując obrót i podcinając rywala. Zang stracił równowagę i upadł ciężko na glebę. Szermierz nie tracił czasu. Estok zawirował i w jednej chwili leciał pionowo z wystawioną igłą na spotkanie z sercem kultysty. Jednak Skull został zmuszony do natychmiastowej defensywy. Zang nawet nie zdjął maski, po prostu spod materiału wyleciała fala ognia, która odparła morderczy atak. Szybko pozbył palących się resztek maski z żuwaczek. Wstał. Skull mu w tym nie przeszkadzał. Obmyślał strategię. Jak walczyć z wrogiem, którego usta są pierdolonym miotaczem ognia? Nie miał dość czasu na dopracowanie szczegółów. Wróg ruszył. Jego ataki były teraz pozbawione logiki. Zwykły brutalny szał. Nie trudno było znaleźć lukę. Skull ją wykorzystał i zachwiał wrogiem. Był jak na dłoni. Jednak znów musiał uciekać, przed palącymi płomieniami. Nie było jak się przebić. Zang nie dawał czasu na myślenie. Naskoczył na Skull ziejąc ognistą furią. Skull nie dał rady zachować równowagi. Przy jednym z uników potknął się i upadł. Ostrze Zanga szybko zaczęła przecinać powietrze mknąć w jego kierunku. Stale się zderzyły. Ostrze kultysty dzieliło tylko kilka centymetrów od serca Skulla. Trzymał estok z całych sił jednak mógł robić to tylko jedną ręką. Za to nóż Zanga był pchany przez dwie umięśnione, masywne dłonie.
Zang: Wiesz, że tą twoją przyjaciółeczkę też tak podsmażyłem? Chciała udawać twardą, ale ja widziałem w jej oczach tłumione krzyki bólu. Ty też będziesz udawać niewzruszonego kiedy zaczniesz płonąć żywcem?
Skull kopnął rywala krocze, oddalając go od siebie. Teraz miał szanse. Igła estoka poszybowała w stronę wroga. Jednak Zang znów wylał ze swojej paszczy strumień ognia. Jednak tym razem Skull się nie zawahał. Wiedział, że nie da rady obejść zasłony ognia, więc musiał się przez nią przebić. Ostrze cięło płomienie zmierzając ku celu. Jego ubranie zaczęło płonąć. Ale dla niego liczył się tylko efekt końcowy, który nastąpił błyskawicznie. Estok zanurzył się w jamę ustną kultysty wychodząc z drugiej strony głowy. Po tym wydarzeniu ogień ustąpił. Zniknął też z ubrań Skull, jakby był powiązany z życiem swojego właściciela. Skull ciężko dyszał. Wbił miecz w ziemię, a razem z nim głowę Zanga.
Skull: A wy?
Wojownicy zwrócili się ku sobie. Co zdziwiło Skulla, nie używali słów. Charczeli tylko do siebie i od czasu do czasu coś ryknęli. Po chwili dało się zauważyć, że dwóch z nich popadło w konflikt. Zaczęli się zachowywać jak dzikie zwierzęta, które walczą o samicę, terytorium, władze czy coś innego. Reszta jakby ich zagrzewała do walki. Do której szybko doszło. Po kilkuminutowej wymianie ciosów jeden z walczących przeszył rywala włócznią. Po czym wyrwał jego czerep żywymi rękami i wyrzucił go pod jedną ze skał. Skull zastanawiał się jaki wpływ miała na niego ta wygrana. Zwycięzca podszedł do niego. Skull nie miał już nawet siły walczyć. Jeśli miał u zginąć, musiał to zaakceptować. Ku jego zdziwieniu wojownik ryknął tylko władczo do reszty po czym cała grupa złożyła mu swoją broń. Wiedział, że na pewno nie są to ludzie.


Wieża Sifa
Antras dostał pokój na przenocowanie. Usłyszał pukanie.
Antras: Wejść.
Gospodarz zaszczycił go swoją obecnością. http://static.comicvine.com/uploads/ori … rtrait.jpg
Antras: Sif. Co z kobietą?
Sif: Nigdy nie byłem fanem metod Zanga, a teraz są tego rezultaty.
Antras: Do rzeczy.
Sif: Kobieta ma gorączkę. Prawdopodobnie nie przeżyje podróży. Musi tu zostać póki nie wyzdrowieje.
Antras: Mam czekać?
Sif: Ciebie nikt tu nie trzyma.
Antras: I dobrze. Nie zamierzam tu zostać. Z rana ruszę do Skywood. Powiadomię ojca o kobiecie. Wrócę tu z odpowiednią eskortą. Pamiętaj, że jesteś za nią odpowiedzialny. Jeśli ją tkniesz...
Sif: Proszę cie, Antraście. Nie obrażaj mnie. Nigdy nie zrobiłbym czegoś czego nie pochwaliłby twój ojciec. Nie kwestionuj więc mojego oddania.
Antras nigdy nie ufał Sifowi. Był obcy. Człowiekiem z zewnątrz. Już raz zdradził swoich. Skąd pewność, że nie miałby zdradzić ich? Zdrajca zawsze zdradzi.
Antras: Jeśli to wszystko to byłbym wdzięczny za prywatność.
Gospodarz skłonił się lekko.
Sif: Jak sobie życzysz.

Offline

#3 2015-05-10 21:01:07

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Okolice Skywood
Wygląd Art'a mocno się zmienił. Jego szyja zdobiła wielka blizna, która jest pozostałością po walkach, a na jego twarzy pojawił się zarost. Jednak najwięcej widać było w jego oczach - stały się zimne. Bezlitosne. Został zapomniany przez Bastion, ale wiedział, że o sobie przypomni.


Bastion, pierścień
Tobin stał przed sześcioma mężczyznami. Byli to najlepsi członkowie oddziałów specjalnych z dziedziny przetrwania walki oraz ktoś kto miał do czynienia z tym, co może ich czekać. Dwóch z nich chroniło nawet króla podczas podróży.
Jego wybór między nimi trwał długo. Stał, spoglądał na nich, a po chwili powiedział.
- Przedstawcie się - kiwnął głową mówiąc im.
Przedstawili się: Bal, Zaak, Den, Butch, Ned i Tall.
- Wyprawa rusza jutro z samego rana. Przygotujcie się na misje, bo jest ona kluczowa. To co tam się stanie nie może się zepsuć. Musimy to zrobić za wszelką cenę - wszyscy jednak jakby ignorowali te słowa, poza Tallenem. Tobin zapominał, że ma do czynienia z oddziałami specjalnymi
- a szczegóły poznacie z rana - powiedział, dodając i wskazując ręką na okno, a za nim budynek w pierścieniu - tam będzie wasze wyposażenie. Wszystko zostało dostosowane do was. Wszystko jasne? W odpowiedzi otrzymał tylko kiwnięcia głową. Nie żegnał się z nimi. Rozeszli się.

Offline

#4 2015-05-11 20:47:16

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Jaskinia
Achaja: Co się tam wtedy wydarzyło.
Skull: A co miało się wydarzyć? Pomściłem tych, którzy zginęli przez tego aroganckiego, łaknącego władzy sukinsyna.
Achaja: Co dokładnie?
Skull: Zostaw to.


Retrospekcja
Wieża Sifa
Jego nowi towarzysze zaprowadzili go do tego miejsca. Konie wyzionęły ducha po drodze. Wieża miała kilka patrole wokół siebie oraz zapewne w samym środku można było spodziewać się garnizonu nieprzyjaciela. Plan był prosty. Wojownicy zajmą się patrolami, a Skull wejdzie do wieży. Nie chciał by ktokolwiek mu przeszkadzał. Samotne wejście do wieży było ryzykowne, ale po tym jak Skull dowiedział się kto jest jej właścicielem stracił zdrowy rozsądek.
Skull: Ruszajcie.
I ruszyli. W bitewnej zawieruszy Skull nie miał żadnych problemów z dostaniem się do środka. Po wejściu od razu rzucił się w oczy trzem kultystom.
Kultysta: Ktoś ty?
Kultysta #2: I jakżeś się tu dostał?
Mieli pecha. Z materiałów, które Skull zdobył w podziemiach klasztoru zaprojektował nową mini kuszę. Mogła wystrzelić trzy bełty z rzędu bez przeładowania. Nie tracił więc czasu na słowa i ustrzelił jeszcze niczego nierozumiejących wrogów. Przeładował
Skull: SIF! Wiem, że tu jesteś! Idę po ciebie!
Poszedł spieralnymi schodami na górę. Tam czekała już na niego grupa uzbrojonych strażników. Naliczył ich czterech. Ustrzelił dwóch, jednak trzeci zorientował się o co chodzi i zasłonił się tarczą.
Skull: Z drogi!
Kiedy kultysta odchylił tarczę by ujrzeć swego wroga ujrzał tylko igłę estoka, która przebiła mu oko. Padł na podłogę zanosząc się wrzaskiem.
Skull: Gdzie Sif?!
Kultysta: Pozwól mi odejść.
Skull: GDZIE?!
Kultysta: Na dole jest klapa. Prowadzi do lochów.
Skull zawrócił. Gdy był na dole i szukał klapy, ocalały kultysta po prostu przemknął obok niego na zewnątrz. Nie spodziewał się dawnych wojowników Zanga.
Skull: SIF!
Znalazł klapę. Szedł długim korytarzem w dół, póki nie znalazł się w oświetlonej przestrzeni. Lochy. Na drugim końcu pomieszczenia siedziała Achaja przykuta kajdanami do ściany. Obok stał Sif trzymając ją za włosy tak by wychyliła gardło. Przejechał jej palcem po szyi symbolizując ścięcie.
Sif: Piękna cera. Nie uważasz?

Offline

#5 2015-05-13 19:19:28

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 42.0.2311.135

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Klasztor


Themo podparł się na łokciach i doczołgał do leżącego miecza. Chwycił za jego rękojeść i włożył mnóstwo sił w wstanie. Każdy kawałek ciała go piekł. Jego odzienie było miejscami rozdarte, spomiędzy tych dziur sączyła się krew, niekiedy już była zaschnięta. Posiadał też liczne siniaki i otarcia. Mimo to stanął na dwóch nogach i mocno chwycił swe ostrze i zaszarżował na demona, który stał pięć metrów przed nim. Mimo swojego stanu dość szybko pokonał dystans jaki go dzielił od przeciwnika i wybił się na nogach. Chciał ciąć po skosie, lecz jego cios został sparowany przez łapę demona, a sam wojownik ponownie wyrzucony do tyłu.
-Nawet nie wiem dlaczego zgodziłem się pomóc ci. Ale wystarczy tego.
Rzekł swym mrocznym głosem i zaczął iść w stronę kaplicy, gdzie było przejście do podziemi. Jednak Themo był zbyt uparty, by skończyć w takim momencie. Wstał i ruszył za nim. Jednak demon użył swojej mocy i spotęgował ból, jaki odczuwał człowiek przez cały ten czas. Czuł, że jego głowa eksploduje.
-Wy, ludzie z północy jesteście tacy uparci.
Po tych słowach zniknął w ciemnościach zostawiając na dziedzińcu szamoczącego się Themo.

Gdzieś


Ból szybko ustał. Themo podniósł się, lecz nie mógł znaleźć miecza. Co dziwne, wszystko było spowite śniegiem, który przecież niedawno stopniał. Spojrzał w dół. Ziemia była znacznie bliżej, co wskazywało, że wojownik nagle zmalał. Ruszył przed siebie. Z klasztoru wybiegła banda dzieciaków Każde uderzyło go barkiem. Przy ostatnim Themo przewrócił się. Gdy wstał i otrzepał się ze śniegu, cała gromadka stała wokół niego tworząc okrąg. Gdy zrobił krok do przodu, reszta też się przesunęła. Jednak nie przejął się tym i szedł naprzód. Po długiej wędrówce napotkał swój miecz wbity w ziemię. Wyciągnął go. Wtedy zobaczył, że ostrze jest skąpane we krwi. Rozejrzał się. Dzieciaki już nie stały wokół niego. Leżały w kałużach krwi.

Wieża Sifa


Achaja zamknęła oczy. Dała się pojmać i upokorzyć, co jest największą hańbą dla żołnierza. Prócz tego czuła tylko ból w poparzonych nogach. Nie powiedziała ani słowa, czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Co gorsza, ze względu na swój stan, nie może odkupić swoich win. Przybycie Skulla było tym momentem krytycznym, kiedy całkiem się poddała.

Offline

#6 2015-05-13 21:01:36

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Wieża Sifa
Skull: Sif!
Sif: Znasz mnie? To zabawne bo ja cie nie pamiętam. A może stałem się znany?
Skull: Nie pamiętasz mnie? Jak cie zacznę ciąć przypomnisz sobie. Przypomnisz sobie twarze i imiona tych, których zdradziłeś.
Sif: Przykro mi, ale osób, które zdradziłem było naprawdę wiele. To tak jakby zapamiętać każdą muchę, którą się zabiło.
Roześmiał się z własnego żartu.
Skull: Zamierzasz walczyć? Czy może będziesz się chować za plecami Achaji tak jak ten tchórz Zang za plecami swoich wojowników?
Sif: Nie porównuj mnie do tego dzikusa. Myślisz, że zniżyłbym się to wykorzystania kobiety, by cie pokonać? Ha!
Sif puścił Achaję po czym wyszedł na środek sali.
Sif: Zaczniesz czy mam tu czekać wieczność?
Coś tu nie pasowało. Sif nie miał przy sobie żadnej broni. Nie tylko w ręku, ale też przy pasie, ani na plecach.
Skull: Czyżby miał jakąś ukrytą broń w rękawie jak moja kusza?
Jednak Sif był tak blisko. Po tych pięciu długich latach wreszcie mógł się zemścić. Ukryta broń czy nie, to nie miało znaczenia.
Ruszył na niego, a w biegu dobył estoka. Sif ciągle jak stał tak stał. Skull nie chciał go od razu zabić, więc ukierunkował igłę w stronę prawego barku. A tu... dupa. Sif zamachem ręki zmienił kierunek ostrza, jakby było jakąś szmacianą lalką. Następnie zatopił swą lewą pięść pod żebra Skulla. Zgiął się.
Sif: Co jest z twoją ręką.
Skull nie mógł nic powiedzieć. Ledwo mógł złapać oddech. Uderzenie było porównywalne z uderzeniem tarana.
Sif: Chwilka. Estok? Ręka? Niemożliwe.
Roześmiał się głośno.
Sif: To naprawdę ty komandorze? Co to za strój? I ta maska. Wyglądasz jak zjawa, którą straszy się dzieci.
Skull szybko uniósł ostrze i wykonał zamach na ślepo. Sif odchylił głowę po czym zdjął swoim butem wroga z pieści. Skull się zatoczył.
Sif: Skoro to naprawdę ty, to coś ci się należy. Powinieneś ujrzeć jak wielce przysłużyłeś się naszej sprawie.
Ścisnął pięść i napiął lewą rękę. Po chwili rękawiczka i rękaw został rozerwane ukazując demoniczną skórę. Jego ręka była niesamowicie podobna do ręki demona z klasztoru.
Sif: Podoba się? To co się stało z twoją ręką to nieudany eksperyment tego co widzisz przed sobą.
Skull: Skąd to masz. Nie dysponujesz smoczym czerepem.
Sif: A, to? Kto powiedział, że musi być to dosłownie smoczy czerep w fizycznej formie? Tylko Zang tak posiadał. Mój jest praktyczniejszy.
Odsłonił część stroju ukazując swoją pierś, gdzie widniał tatuaż w kształcie smoczej czaszki.
Skull: Więc to wszystko dla tego? Zdradziłeś swoich towarzyszy broni, kompanów, przyjaciół, wszystkich dla demonicznego elementu.
Sif: Wiedziałem, że nie zrozumiesz. Nikt z was nie mógłbym zrozumieć. Ja jestem przyszłością. Wy, ludzie, przeszłością.
Skull: Dostałeś jakiejś mani wielkości?
Sif: Jesteś ślepy i głuchy na prawdę. Nie rozumiesz? Ludzkość jest skończona. Wojny z Plagą nie da się wygrać. Choćby Mur Bastionu miałby wznosić się ponad chmury, to i tak tylko odwlekanie nieuniknionego. Prześcignąłem ewolucję. Stałem się istotą znacznie doskonalszą niż możesz to sobie wyobrazić. Wiem, że nie jesteś głupi. Ty też wiesz, że Plagi nie da się powstrzymać. Jesteśmy podobni. Gardzisz moimi metodami, ale ja wiem, że efekt końcowy robi na tobie wrażenie. Nie chowam do ciebie urazy. Potrzebowałem cie po prostu by zdobyć zaufanie Artoriasa. Co jak co, ale kiedyś nazywałeś mnie przyjacielem. Możemy puścić przeszłość w niepamięć. Zabiłeś Zanga, mój pan potrafi docenić siłę. Mógłbyś się stać jednym z nas. Mógłbyś znów władać swoją lewą ręką... Ba! Mógłbyś znacznie więcej! To jak będzie?
Skull długo milczał ze spuszczoną głową.
Skull: Achaja...
Achaja: Zostaw mnie.
Skull: Achajo, mam do ciebie prośbę.
Achaja: Nie wiem, czy będę mogła ją spełnić.
Sif: Nie chcę wam przerywać, ale ja ciągle tu jestem.
Skull zignorował go.
Skull: Zamknij oczy i zakyj uszy, i pod żadnym pozorem ich nie otwieraj.
Achaja: Wiele rzeczy widziałam, to nie jest konieczne.
Skull: Proszę, nie chcę byś zapamiętała mnie takiego.
Achaja: A ty mnie taką jak teraz.
Skull: Więc to obietnica.
Po czym przekręcił zamki, odpiął pasy i zwolnił mechanizmy. Nawet nie złapał maski. Metalowa osłona twarzy po prostu zleciała w dół i grzmotnęła o ziemię.
Sif: To wszystko? Wstydzisz się swojego wyglądu.
Skull miał odkryte prawe oko, któremu brakowało powieki i części skóry wokół. Nie miał usta i części policzków, przez co jego szczęka była ciągle widoczna. Natomiast same zęby były naostrzone, jak u rekina. To musiał zrobić sobie sam.
Skull: Nie. Wstydzę się tego co z tobą zrobię.
Odrzucił miecz. Wyciągnął spod płaszcza fiolkę z wrzącym czerwonym płynem. Znalezisko z klasztoru. Sif rozwarł oczy na widok owego przedmiotu.
Sif: Niemożliwe! Jak wszedłeś w posiadanie tego?
Nie odpowiedział. Po prostu wypił zawartość. Upadł na kolana. Zaczął się pocić. Jego temperatura ciała rosła. Dostał dreszczy.
Sif: Ty skurwielu!
W jednym skoku był już przy nim. Kopnął go w szczękę i powalił na glebę. Zaczął go okładać pięściami.
Sif: Wypiłeś prawdziwą krew demona! Ty niedorozwinięty kretynie! Wiesz co mógłbym osiągnąć gdybym miał ją w swoich rękach?! Niewybaczalne! Nigdy ci nie wybaczę!
Jak dotąd opanowanemu Sifowi teraz puściły wszystkie nerwy. Zamachnął się demoniczną pięścią do zadania kolejnego ciosu, kiedy atak został zablokowany. Przez lewą rękę Skulla.
Skull: Ty... TY MASZ CZELNOŚĆ MI NIE WYBACZAĆ?!
Posłał mu prostego prosto w facjatę. Sif poturlał się do tyłu, ze złamanym nosem. Obydwaj zaczęli wstawać.
Skull: Nigdy nie widziałem tak zadufanego w sobie sukinsyna! Twoim niewybaczeniem mi mogę sobie podetrzeć tyłek!
Sif zlizał krew cieknącą z nosa.
Sif: To nic. Odzyskam tą krew z twoich żył. Otworzę twoje ciało po czym wezmę całą jego zawartość.
Skull: Możesz spróbować.
Znów rozbawienie Sifa.
Sif: Proszę cie! Co ty mi możesz zrobić? Odzyskałeś władanie w lewej dłoni. W porządku. Jednak nic poza tym. Nie myśl, że po wypiciu krwi demona, tak po prostu zyskasz demoniczne moce. Ta ręka niczym się nie różni od twojej prawej ludzkiej.
Skull: To mi wystarczy.
Sif błyskawicznie doskoczył do Skull i bez ostrzeżenie pionowym uderzeniem posłał jego czerep na spotkanie z podłogą. Zaczął go wgniatać butem w ziemię.
Sif: Cóż za arogancja.
Napiął mięśnie demonicznej ręki, i wyprowadził uderzenie. Trzask. Poszło kilka żeber. Skull krzyknął z bólu.
Sif: Wstawaj!
Kopnięciem przekręcił go na plecy. Poczekał aż wstanie. Był czas to skończyć. Sif podbiegł do rywala i szybkim ruchem jego demoniczna ręka przeszyła na wylot tułów. Z jamy ustnej Skulla wylała się krew. Dłoń Sifa przeszyła tułów mniej więcej w miejscu dawnej rany Skulla po strzale.
Sif: Wyświadczam ci przysługę. Zobaczysz się z "przyjaciółmi". I powiesz co dzięki nim zyskaliśmy. Ja potęgę, ty śmierć.
Skull chwycił mocno dłoń Sifa. Przez brak ust ciężko było powiedzieć czy się uśmiechał.
Sif: Ciągle stawiasz opór? Co zamierzasz zrobić?
Skull ciężko oddychał.
Skull: Coś... co planowałem od dawna... i coś czego nie chciałem by Achaja oglądała. Powiedziałem, że poczujesz śmierć każdego z nich. Teraz się to stanie.
Tego ataku Sif się nie spodziewał. Skull rozwarł paszczę swych zaostrzonych zębów i przegryzł mu nimi szyję. Sif wrzasnął głucho a fala krwi zaczęła obwicie płynąć oblewając ich obu. Chciał coś zrobić ale, jego demoniczna ręka wciąż siedziała w ciele Skulla i był przez niego trzymana. Skull nie skończył. Jego zęby zaczęły rozszarpywać tułów Sifa.
Skull: Ty chciałeś mnie otworzyć? Pozwól, że się zrewanżuję.
Odgryzł pierś z tatuażem smoczego czerepu. W końcu Sif opadł blady jak mleko na ziemię. Jego kończyna wciąż siedziała w ciele Skulla. Wyjął ją z siebie z grymasem bólu i pojękując. Wziął klucze, które leżały na pobliskim stole. Zaczął rozkuwać Achaję. Milczała. Skull dopiero teraz spostrzegł jej nogi.
Skull: Skurwiele...
Narzucił jej rękę na swój kark, sam natomiast jedną rękę włożył pod kolana, drugą pod plecy. Wolnym krokiem zaczął zmierzać ku wyjściu. Obydwaj usłyszeli za sobą śmiech.
Sif: Jesteś... niczym...
Charczał z krwią wylewającą mu się z gardła.
Skull: Wrócę po twoją głowę... później. Bądź tak dobry i nie ruszaj się stąd.
Ten nadal się śmiał.
Sif: I tak... zginiecie...
Achaja: Skull. Opuść mnie.
Nie było to łatwe, ale zgiął kolana i lekko opuścił Achaję. Ta chwyciła pobliską cegłę. Uśmiech zniknął z twarzy Sifa.
Sif: Nie...
Wiedział gdzie kobieta celuje. Cegła poleciał i wylądowała w ostatni kawałek godności mężczyzny.

Offline

#7 2015-05-14 21:48:02

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Bezdroża, kilka lat wcześniej
Królewska karawana wlokła się przez stare bezdroża. Droga była stara, nieużywana, mało kto odważał się podróżować niedaleko strefy większego zagrożenia. Karawana składała się z dwóch zwykłych wozów, a po środku nich jeden opancerzony, który wiózł króla. Wokół każdego wozu jechało kilku żołnierzy oddziałów specjalnych.
Droga jeszcze przed nimi była długa, ale byli już u podnóży gór. Wokół nich zaczęło roić się od ruin, dawnych starych ciosanych kamieni i tablic. W końcu przed nimi ukazał się most z łukiem pod drogą, który był kiedyś starym obronnym murem. Wozy jechały spokojnie, kompletnie zapominając o zagrożeniu jakie może ich czyhać. I to był błąd.
Wozy przejeżdżając pod murem zostały ofiarą pułapki - z mostu wyskoczyło kilka postaci w płaszczach. Byli to kultyści, ale jeden z nich był szczególny, inny. Był wielki i nie posiadał dłoni.
Kilku żołnierzy dało się zaskoczyć, jednak reszta szybko się zorientowała o ataku i zaczęli go odpierać. Walka by była wygrana, gdyby nie to jaką dziwną postacią okazał się ten odmieniec - jego pięści zapłonęły i przebił się przez wszystkich strażników nawet pomimo przyjęcia kilku ciosów. Cała akcja trwała kilka sekund, król nie miał czasu nawet na reakcję. Jego krok stanął przed wozem, a z jego ust wydał się demoniczny dźwięk.
- Mamy cię - powiedział, przeraźliwie, metalicznie, ale spokojnie - królu fałszywych - a kończąc, przybrał pozę ataku.


Okolice Skywood
Art zmienił się już nie tylko pod względem wyglądu. Teraz potrafił czuć ich, czuć moc. I czuł we krwi, czuł jak wrzało w nim na samą myśl o tym. Ruszył, a w końcu znalazł ślady, a było ich wiele. Stanął przed nimi i zobaczył kierunek, w którym podąża tak wielka ilość śladów, które okresowo się rozdzielają i łączą.

Offline

#8 2015-05-16 14:57:19

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Jaskinia
Skull wstał od ogniska. Każdemu ruchowi towarzyszyła porcja bólu, ale maska ukrywała grymasy twarzy.
Skull: Pójdę się rozejrzeć. Kto wie, może cud się stanie i znajdę jakiegoś porzuconego wierzchowca.
Złudne nadzieje, ale optymizm go nie opuszczał. Wyszedł na spotkanie promieniom słonecznym. Nie wiedział, która godzina, ale obstawiał południe. Poszedł skalną ścieżką, aż trafił na wyższy poziom wzgórza. W oddali dostrzegł kilka dymów z ogniska. Byli coraz bliżej. Skull wiedział, że on i Achają mają do wyboru albo ucieczkę, powolną ucieczkę, albo przyczajenie się w jaskini i liczenie, że kultyści ich ominął. Żadna opcja, nie napawała go bezpieczeństwem. Do klasztoru co prawda pozostał tylko jakiś dzień lub dwa, jednak w ich stanie mogło się to ciągnąć nawet tydzień. Wtedy upadł. Podparł się kolanem. Skrzepła krew z jego rany zaczęła wrzeć.


Myślałeś, że uciekniesz? Że się uwolnisz?
Zawsze będę kroczył twoją ścieżką.
Twój los jest przypieczętowany! Skull!


Poczuł dotyk na ramieniu. Odwrócił się i mógłby przysiąc, że przez sekundę widział białą zjawę, ale nic tam nie było. Zaczął szarpać się z maską. Szybko ją z siebie zrzucił i cisną gdzieś na ślepo. Zwymiotował.
Skull: Co to... było...
Świat mu się rozmazywał. Czyżby przecenił swoje siły. Kończyny opuściła siła. Nie zamykaj oczu, powtarzał sobie leżąc na ziemi we własnych wymiocinach.

Offline

#9 2015-05-16 15:45:24

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 42.0.2311.152

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Nowe Harkween


Mężczyzna ściągnął kaptur ukazując swą twarz. Bardzo odbiegała od tutejszych standardów. Oczywiście w tą pozytywną stronę. Bowiem była bardzo zadbana. Pozbawiona takich skaz jak pryszcze, liszaje, brodawki czy blizny. Nawet zarost był perfekcyjnie wyrównany. Broda była równie krótka co włosy. Gdy jego przyszli zleceniobiorcy wystarczająco się napatrzyli, założył kaptur ponownie. Nie zależało mu na rozpoznawalności. Jego dłoń powędrowała do pasa, skąd odpiął sakiewkę. Uniósł ją na wysokość klatki piersiowej i potrząsnął. Była cała wypełniona złotymi monetami.
-Uliczka kamienic. Jedyna z wybrukowanym chodnikiem w tej dziurze. W drewnianym, piętrowym domu z werandą znajduje się cel. Podstarzały człowiek, który nosi podobny pierścień do mojego.
Tutaj wystawił rękę z pierścieniem w stronę zgromadzonych, by go zapamiętali.
-Jego zabijce, a pierścień przynieście mnie. Widzimy się jutro o świcie w ciemnym zaułku za krematorium. Tam dostaniecie resztę zapłaty. To wszystko.
Wcisnął im sakiewkę ze złotem i wyszedł z karczmy.

Klasztor


Themo właśnie rozpalił ognisko na dziedzińcu i piekł upolowaną i oskórowaną sarnę. Większość zapasów została zabrana przez ekspedycję i trzeba było samemu zadbać o pożywienie. Uniósł głowę. Zaczynało się ściemniać. Kolejna niespokojna noc w której towarzyszem jest ból. Wydawało mu się, że słabnie, ale kiedy wyszedł zapolować, jego siła całkiem ustała. Zostały tylko miejscowe rany, które przeoczył przy opatrywaniu się. Jednak gdy powrócił w te mury, ból również to zrobił. Wtedy zrozumiał, że demon robi to po to, by go uodpornić. By nie zwijał się z powodu piekącej skóry jak to miało miejsce przy pierwszym spotkaniu. Z każdym dniem stawał się silniejszy. Ale rozmyślał też o dziwnych snach, które go dręczą. Przykładowo, ostatnio przez cały sen uderzał w twarz leżącego człowieka. Z każdym ciosem jego głowa coraz bardziej przypominała krwistą papkę.

Offline

#10 2015-05-16 17:12:07

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Nowe Harkween
Fiona: Co myślisz?
Nightmer: Jak dla mnie to wygląda na jakąś wojnę handlową.
Fiona: Najprostsze byłoby ciche zabójstwo. Wejść niezauważenie. Zabić sen we śnie i po problemie.
Nightmer: Proste, lecz nie osiągalne. W byciu niewidzialnym najlepszy jest Venom, a on jest w Bastionie.
Fiona: Więc zrobi się to głośno.
Nightmer: Tak jest najlepiej. Co z samym mieszkaniem? Na pewno znajdzie się tam nie jedno bogactwo.
Fiona: Wątpię byśmy po wszystkim mieli jeszcze czas na rabunek.
Nightmer: Pozostaje jeszcze sprawa zwiadu.
Podrzucił kość. Jednak w locie, zanim wpadła mu do ręki, została przechwycona przez Fionę.
Fiona: Ty to zrobisz. Mów co chcesz, ale ja wiem, że ta kość je lewa.
Oddała mu kość po czym wyszła z karczmy. Po jej wyjściu chłopak i tak podrzucił kością. Pięć. Uśmiechnął się pod nosem.

Offline

#11 2015-06-21 22:28:41

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Okolice Skywood
Skute śniegiem okolice Skywood słynęły ze zmian pogody. Śnieżyca w tym miejscu dla kogoś, kto nie był obyty z tym klimatem równała się z tylko jednym - śmiercią. Taka śnieżyca nastała - ograniczyła widoczność, zaczęła zacierać ślady i utrudniała poruszanie się.
Ślady zaczynały gubić swój trop, a Art wiedział o tym. Ruszał się jak najszybciej, ponieważ wiedział, że ma bardzo mało czasu.
Jednak nie był on kimś zwyczajnym - czuł ich. I poczuł jakieś tknięcie, jakiś rodzaj impulsu. Do końca jeszcze nie panował nad tym uczuciem, ale wiedział, że miał szczęście. Jest za nimi.
Uprzedzili go. Stanął przed nim wysoki, dwumetrowy mężczyzna odziany w grubą skórzaną zbroje i czarny płaszcz. Stał, patrzył się w białej zamieci. Wszystko do pierwszego słowa.
- Poznam Was już wszędzie - rzekł pierwszy Art.
- Masz kilka sekund by opuścić to miejsce - odpowiedział, sucho, bez emocji.
- Jestem tu po Was - zbliżając się do mężczyzny, powoli, ostrożnie.
Mężczyzna był pewny swych intencji, nie wahał się i wyciągnął broń - wielki, ciężki, nieozdobiony i prosty miecz dwuręczny. Broń, którą normalny człowiek nie jest w stanie udźwignąć. Art momentalnie zareagował wyciągając dwa miecze i z racji tego, że miał znacznie lepszą sytuacje z wagą - uskoczył szybko w bok przeciwnika. Zima utrudniała sytuacje obu mężczyznom. Wszystko było wolniejsze niż w normalnych warunkach. Odskok był wolniejszy, przeciwnik zdążył dużo lepiej zauważyć cios. Art doskakując od boku, spróbował cięcia w tył, jednak to na nic - zablokował. To był pierwszy błąd.
Nie mógł sobie pozwolić na długą walkę z takim przeciwnikiem, ponieważ różnica w sile była drastyczna. Jeśli by tylko zwolnił, to jeden cios skończyłby wszystko.
Szybko uskoczył w przód, a przeciwnik się ukręcił do niego. Tym razem postanowił zaatakować otwarcie - ruszył z impetem w przód, naprzeciwko i wymierzył mieczem. To była zmyłka. Przeciwnik próbując skontrować to swoim dużo silniejszym uderzeniem dał się nabrać na lekki uskok i podwójny piruet z cięciem w plecy. Jednak nic się nie stało - miecze ledwo dały radę zranić przez tak grubą zbroje. Cios był za słaby - cała energia poszła na szybkość. Zrozumiał też jednak, że przeciwnik jest człowiekiem, ponieważ nie wahał się zadając cios.
- Szybki jesteś - powiedział spokojnie przeciwnik.
- A Ty silny. I wytrzymały...
- Kim Ty jesteś?
- Art. Pogromca Ulthusa i demonów.
- Tyy? Taki człowieczek? - pierwszy raz ukazując emocje, śmiejąc się - to koniec.
Przeciwnik ruszył i zamaszystym ruchem machnął mieczem w przód, a cios był zabójczy, niemożliwy do skontrowania. Art zaryzykował i stanął naprzeciw mieczu, uchylił się w ostatniej chwili, a nietrafiony i wyprowadzony z równowagi przeciwnik wbił to w utwardzony śnieg.
Nie czekał, dwa miecze świsnęły w powietrzu w bocznym pół-piruecie tnąc pierwsze tył szyi. Cios miecza zatrzymał się, na metalowej części pancerza chroniącej tył karku, ale to nie powstrzymało go - przerzucił równowagę na drugą strunę i lewym mieczem powtórzył ruch w dół bijąc w przednią część. Miecz wbił się w kark, a przecięta tętnica wyplunęła strumieniem krwi. Momentalnie upadł na ziemie łapiąc się za kark i szybko przestał. Art nie zwrócił już uwagi - skierował się w stronę jaskini, w której był jego cel. Oddalając się usłyszał.
- Darius - skonanym głosem, poległy przeciwnik ostatnim tchem powiedział.
Jednak jego myśli kompletnie nie zwróciły na to uwagę. Był już przy wejściu, a przed nim słyszał kroki ludzi. Nie wahał się, poszedł w ich stronę.

Offline

#12 2015-06-22 11:41:09

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Górzyste tereny niedaleko Skywood
Nie docenił zagrożenia. Czy to rana, czy to demoniczna krew, na pewno znalazłoby się lepsze miejsce na utratę przytomności. Był na widocznym miejscu, pozbawionym niebezpieczeństw naturalnych. Solidny kamienisty teren, który był tu jeszcze przed wszystkimi ludźmi był stabilny i nie groził zawaleniem, ani niczego w rodzaju kamienną lawiną. Toteż kultyści nie bali się tu zapuszczać. Gdyby był przy siłach zwykły dźwięk kamyczków osuwających się pod krokami wrogów ostrzegłby go na tyle szybko by zdążył się ukryć. Teraz nawet nie zdawał sobie sprawy co nadciągało. Kultyści szybko dojrzeli jego czarną sylwetkę na szaro-białym krajobrazie skalnym. Mimo jego pozycji leżącej podchodzili do niego powoli z obnażonymi broniami. Zawsze mogła to być pułapka. Po powolnym pełnym wątpliwości "marszu" dostrzegli stan w jakim znajdował się ścigany.
Kultysta: Żyje?
Kultysta #2: Nie wiem. Sprawdź czy ma puls, albo czy oddycha.
Kultysta: Ochujałeś? Widzisz jego twarz? Pewnie ma jakieś choróbsko, jeszcze je złapię.
Kultysta #3: Brzydszy już nie będziesz.
Ryknęli śmiechem. Tyle wystarczyło. Ich śmiech zagłuszył jęk agonii pierwszego. Dopiero przy ścięciu drugiego zorientowali się o co chodzi. Jednak cień był dla nich za szybki. Wypełzł spod chaotycznego ataku trzeciego i sparował czwartego. Piąty wciąż był w szoku po śmierci dwóch kompanów. To jego Art obrał sobie za cel. Nie stawiał nawet zbyt dużego oporu. Trzeciego załatwił na odległość. Jego ostrze poszybowało i przebiło krtań kultysty. Ryzykowny ruch, ale się opłacił.
Kultysta: Nie podchodź!
Przerażony zaczął się cofać. Cofnął się za daleko, do stromej części półki skalnej. Stracił równowagę, Art nie musiał nawet interweniować. Kultysta zniknął z jego pola wzroku w czeluści skał. Wrogowie pokonani. Stawało się to dla niego coraz prostsze. Być może nieprzytomny cel kultystów nie zwróciłby jego uwagi, aż tak bardzo gdyby nie twarz, której nie widuje się codziennie. Ubiór nosił ślady wielu dni wędrówki. Nie był jednak w żaden sposób bogaty, więc nie był to żaden kupiec, ani szlachcic. Ubiór zaprzeczał też bycie wojskowym. Zwykły podróżnik nie zapuściłby się tak daleko. Rany na twarzy nie był świeże. Musiał je mieć od kilku lat. Odpowiedź nasuwała się sama. Wszystko wskazywało na to, że to kultysta. Prawdopodobnie dezerter skoro był ścigany przez swoich. Lewa ręka natomiast... Nie była ludzka. Podobną Art widział u wcześniejszego demona. Ta jednak było o wiele bardziej mizerna niż pierwowzór. Nieznajomy przypominającego kultystę z demonicznym elementem plus pierdolec Arta. To nie mogło się dobrze skończyć.

Offline

#13 2015-06-22 16:52:43

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 43.0.2357.124

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Górzyste tereny gdzieś na Zadupiu Zainfekowanym


Achaja oderwała resztki spodni przylegające do jej poparzonych nóg. Tam gdzie nie było blizn i pęcherzy, tam skóra już odchodziła od ciała. Jednak wiedziała, że teraz może nabawić się odmrożeń. Mimo bólu wstała i podparła się swoją kosą. Wyszła z jaskini na zewnątrz. Dodatkowy zmysł zwany kobiecą intuicją podpowiadał jej, że coś jest nie tak. Pokonała kamienną drogę idąc po śladach zostawionych przez Skulla i dziękowała, że śnieg nie padał i mogła łatwo znaleźć trop. Kiedy przebyła pewien odcinek drogi ujrzała zakapturzoną postać. Nie rozpoznała w nim Skulla, więc wyjęła miecz i zrobiła kilka kroków naprzód. Wtedy to ujrzała w oddali kilka martwych ciał. W tym i Skulla. Jednak on jeszcze żył i to dawało jej jakąś siłę. Nie pozwoli umrzeć jedynej bliskiej jej osobie. Zaczęła iść naprzód coraz szybciej, z wyciągniętym przed siebie ostrzem. Wiedziała, że ma marne szanse z napastnikiem, jednak wola walki była silniejsza.

Offline

#14 2015-06-22 20:47:00

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Okolice Skywood
Mieczy był już przy sercu postaci w masce. Zatrzymał ruch, usłyszał z tyłu kroki.
- Słyszę i Ciebie - odwracając głowę, powiedział Art.
- Zostaw go - odpowiedziała kobieta, która stała, utrzymując się na kosie.
- Bo? - odpowiedział jej, bez wahania, dociskając tylko miecz do piersi.
- Bo skończysz jak reszta!
- Wiesz kto to zrobił. - spoglądnął głową po jaskini - Skończysz jak Twoi bracia.
- Chyba nie wiesz kim jestem, dziewczyno. Ale dowiesz się. - powiedział dumnie - Oboje się dowiecie. - a mówiąc to, zaczął się zbliżać powolnym krokiem w jej stronę.
- A Ty nie wiesz, że zadzierasz z elitą żołnierzy Bastionu!
- Bastion? - i tak zatrzymała krok Art'a. Tak też zatrzymała jego myśli w Bastionie. Od dawna o nich nie myślał. I to był jej błąd, ponieważ zaczął.
- Czyli jednak wiesz z kim zadzierasz. - powiedziała, uśmiechając się przy tym i zauważając to, jak Art się zatrzymał i na małą chwilę odpłynął myślami.
- Jestem Art. Jestem członkiem oddziałów specjalnych Bastionu. To ja jestem tym, który zabił wielkiego mędrca Ulthusa i ten. - sięgając po róg demona i ukazując go Achaji - Który pierwszy zabił demona. To Ty chyba nie zdajesz sobie z tego co mówisz!
- Achaja. Pułkownik służb specjalnych Bastionu, dowodząca wyprawą do klasztoru.
- Zanim Cię zabije. - orzekł jej nagle - Powiedz, kim jest ten człowiek w masce. Różni się.
Nagle Art poczuł uścisk na nodze. Był to uścisk człowieka w masce. Osoba, która przemówiła.
- Osoba, która wyrwie ci serce jeśli ją skrzywdzisz.
Art zaskoczony tym odwrócił głowę ku człowiekowi w masce. Zaskoczyło go to, że się obudził.
- Obudziłeś się. - mówiąc do zamaskowanego - Więc zabije Was oboje od razu - wyrywając się z uścisku i stając w linii prostej między nimi, wymierzając w nich mieczami.
- Ale zanim to zrobię. - powiedział - Kim jesteś?
- Sam chciałbym to wiedzieć. Kiedyś, komandor oddziałów specjalnych, niedawno płatny zabójca, a teraz chyba zabójca kultystów.
- Rozumiem, że słyszałeś kim ja jestem. Nie zginiesz z mojej ręki, ale ona jednak już tak. Nie obchodzi mnie Twój los. Możesz odejść - odwracając głowę ku Achaji.
- Tylko spróbuj się zbliżyć. - odpowiedziała zmierzając Art'a wzrokiem.
Art się uśmiechnął, a ona odwzajemniła jego uśmiech.
- Jak myślisz. - nagle dodał - Jakie masz szansę?
- W tym stanie żadne. Jednak nie poddam się tak łatwo!
- A ja nie będę się temu spokojnie przyglądać! - dodał Skull.
- Skull, lepiej zostań. Tu nie chodzi o Ciebie.
- Nie po to ruszyłem z klasztoru, zabiłem Zanga i Sifa by następnie pozwolić jakiemuś włóczędze cie zabić!
Art w tym czasie zaczął powoli zbliżać się do Achaji, krok był powolny, ale pewny, a przy tym przybrał postawę by przyśpieszyć i uderzyć i powiedział. - Nienawidzę Was. Zniszczę Was wszystkich. Waszego króla. Każdego generała. KAŻDEGO ŻOŁNIERZA! KAŻDEGO UCZONEGO!
- Znając życie zaczniesz na słowach i na tym skończysz - a ona odpowiedziała. Jednak to był chwilowy koniec słów. Art przyśpieszył tempo i zaatakował cięciem od boku Achaje, która mimo tego, że skontrowała cios - a było to zaskoczenie dla niego - to straciła równowagę. Jednak szybki kopniak z impetem w brzuch ją wywrócił i poleciała do tyłu na plecy upuszczając swój miecz i chwytając kose oburącz w obronie. Nie mogła wstać by się bronić. Wtem Art postanowił wybić jej broń z ręki co nie było dla niego łatwe. Wiele ciosów potrafiła dobrze przyjąć nie tracąc panowania nad kosą. Zauważył, że kobieta nie jest kimś słabym - to doświadczony wojownik. Jednak jej sytuacja nie mogła trwać w nieskończoność i kosa odleciała na kilka metrów po czasie, a Art stając jej na nadgarstkach i blokując jej ruchy uklęknął i złapał za szyje dusząc. Pierwsze kilka sekund nic nie mówił, jednak...
- Powtórzysz to wszystko królowi. - mówiąc z lekkim obłędem - Dopadnę go! Ja, Art z Bastionu! Rozumiesz? - a kończąc puścił i uskoczył do przodu, przed przeciwników. Wtem postać w masce, Skull, przygotował atak ze swojej kuszy z rękawa. Jednak w obecnej sytuacji nie miał on sensu, ponieważ był wolniejszy niż powinien. Art uchylił się wystrzelonemu bełtu. Achaja gdy tylko złapała oddech, zaczęła szukać dłonią miecza.
- Przestań szukać miecza. Nie masz szans. Ja uratowałem Wam żyje. Jednak kiedyś Wam je odbiorę - powiedział i zauważył, że Skull ciągle w niego celuje.
- Jak już powiedziałeś co miałeś powiedzieć to łaskawie wypierdalaj. - odpowiedział Skull, jednocześnie cały czas mierząc w niego. Achaja podniosła się tylko na łokciach i groźnie na niego spojrzała. Art odszedł z jaskini, jednak to nie było ich ostatnie spotkanie.

Offline

#15 2015-06-22 23:46:09

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Górzyste tereny
Skull: Jesteś cała? Nie uszkodził cie zbytnio?
Achaja: Nowych ran nie nabyłam.
Skull dźwignął swój ciężar ciała. Był słaby, ale udało mu się usiąść.
Skull: Kurwi syn! Jeśli kiedyś skrzyżuję z nim znów drogę to... Zresztą, teraz to nieistotne. Przed omdleniem, dostrzegłem na dole kilka wierzchowców. Zapewne należały do tych tutaj. Lepiej pośpieszyć się i porwać jednego zanim reszta zorientuje się co się stało.
Achaja: Nie słyszałam o nim za dużo, więc nie jest to ktoś kim należy się przejmować. Chodźmy, znajdźmy te wierzchowce i jedźmy do Bastionu.
Skull: Nie, najpierw udamy się do klasztoru. Chcę by ta kreatura wiedziała, że wywiązuje się z umowy nim przyjdzie jej do głowy myśl, że jestem niepotrzebny.
Achaji nie spodobał się ten pomysł.
Achaja: W takim stanie? Skull, potrzebujemy pomocy medycznej. Nie pozwolę ci jechać do klasztoru w takim stanie.
Skull: Na co mi pomoc medyczna jeśli mnie zabije? Achaja, wiem, że się o mnie martwisz, ale ty nie czułaś tego co ja. Mój stan to ledwie naparstek tego co ten demon mi wtedy zrobił w klasztorze. Nie chcę nigdy więcej tego czuć i nie życzę temu największemu wrogowi. Nawet temu całemu Artowi sprzed chwili.
Achaja: I myślisz, że ten demon ci pomoże? Jakby mu na tobie zależało.
Skull: Zależy czy nie, będę żyć póki będzie widział we mnie użyteczne narzędzie.
Achaja jednak nie ustępowała.
Achaja: A co jeśli nie zobaczy tego? Musimy wrócić do Bastionu.
Skull nie widział sensu w dalszej kłótni. Czas leciał.
Skull: Ehh... kobiety, czemu nie można wam odmawiać? Zgoda, niech będzie. Pojadę wpierw do Bastionu. Ale nie zabawię tam długo.
Achaja: Zostaniesz dopóki nie wyzdrowiejesz!
Skull: Zostanę dopóki nie uda mi się wymknąć niepostrzeżenie.
Achaja: Zostaniesz dopóki się nie wyleczysz!
Była strasznie uparta. Niemal jak Viktoria. Ona też nigdy nie dawała za wygraną. Za to on i Venom ją kochali.
Skull: Dobra! Zostawmy ten temat bo im dłużej tu rozmawiamy tym bardziej niszczymy swoją szanse na ucieczkę.
Achaja: Więc chodźmy do koni.
Skull: Idź pierwsza. Zaraz do ciebie dołączę.
Kiedy został sam zebrał w sobie siły by wstać.



Ty głupcze! Trzeba było się nie wtrącać.
Przybłęda zabiłby kobietę a ty pozbyłbyś się kuli u nogi.



Skull: Znów ten głos. Kto tu jest?!
Ujrzał go. Nie wierzył.
Skull: Sif!
Jednak wiedział, że to niemożliwe. Jego Sif był zjawą. Był przezroczysty.
Skull: Nie. Jesteś tylko urojeniem. Za mocno dostałem w głowę, to wszystko. Ty nie żyjesz!
Sif: Możesz myśleć, że jestem urojeniem, jednak nie zniknę. I nie jestem Sifem, którego znałeś.
Skull: Nie pozwolę by własny umysł płatał mi figle.
Sif: Aleś ty tępy. Jestem częścią ciebie. Tu masz dowód.
Wskazał na jego ranę, a ta zapłonęła bólem. Skull zgiął się.
Skull: Czym ty kurwa jesteś?
Sif: To była moc Sifa, którego znałeś. A raczej jego demonicznego elementu. Umieszczał w swojej ofierze swoją podświadomość po czym wyniszczał jej umysł.
Skull: Chcesz mnie przestraszyć?
Sif: Raczej uspokoić. Nie ma już tamtego Sifa. Był głupcem, który cie nie docenił, a ja nihttp://www.legendyashum.oxn.pl/style/Air/img/bbcode/b.pnge mam zamiaru popełniać jego błędu.
Skull: Jesteście siebie wart. Właśnie nazwałeś samego siebie głupcem.
Sif: Wróg, przyjaciel, czy nawet ja sam. Ktokolwiek kto nie potrafi zadbać o siebie jest nic nie wart. Tamten ja nie potrafił, więc był nikim. Pożyjemy i zobaczymy czy ty okażesz się lepszy.
Zjawa zniknęła.
Skull: Sif, kurwi synu, męczysz mnie nawet zza grobu.


Później
Skull i Achaja wraz ze skradzionymi końmi przemierzali ośnieżone ziemie sąsiadujące ze Skywood.
Skull: Achaja?
Achaja: Tak?
Skull: Co zamierzasz zrobić... kiedy... kiedy będziemy w Bastionie?
Achaja: Pójść do przełożonych i zdać mój raport.
Skull: Nie jesteś im nic winna. Nadarzyła ci się dobra okazja, z której powinnaś skorzystać. Wojsko ma cie za straconą.
Achaja: Czy ty chcesz zrobić ze mnie dezertera?
Skull: Nie chcę nikogo z ciebie robić. I przykro mi, że nazywasz to dezercją bo przypominam ci, że sam kiedyś im służyłem. Dla mnie to nie dezercja. Dla mnie to wolność. Nikt nigdy się mnie nie spytał kim chcę być. Nigdy nie chciałem służyć w Oddziałach Specjalnych, ale musiałem bo nie byłem wolny. Byłem niczym ptak w klatce.
Achaja: Ja jednak chcę tam być. Służyć Bastionowi i ludziom w nim mieszkającym. To mój cel. Sam widzisz jaki jest ten świat. A ja mogę sprawić, by był choć trochę lepszym dla tych ludzi. Mogę ich ochronić przed nieumarłymi czy kultystami. Mogę opatrywać ich rany. Chcę to robić. To mój cel.
Skull: Nie będę ci teraz mieszać w głowie. Chcę tylko powiedzieć, że to nie fer w stosunku do ciebie. Oddajesz im swoje życie, a oni traktują cie jak rzecz, którą można zastąpić. Po twoim porwaniu co zrobiła ekspedycja, której przewodziłaś? Zapomniała o tobie i powróciła do bezpiecznego Bastionu. Uznała za niewartą zachodu. Założę się, że gdy się do nich zgłosisz będą musieli odwołać kogoś kogo już zdążyli dać na twoje miejsce.
Achaja: Czy to powód dla którego uciekłeś?
Skull: Nie. Było ich więcej, ale to ten wypełnił czarę goryczy. Pierwszym powodem było... a zresztą, nie będę cie obarczał moim żalem.
Achaja: Dla mnie jest sprawiedliwe. Zawiodłam. Dostałam jedno z najważniejszych zadań w tej epoce i spartaczyłam. Dodatkowo dałam się pojmać.
Skull: Nie "dałam się pojmać", a "uratował życie tym niewdzięcznikom". Nie zapominaj o tym. Gdyby nie ty, uczeni zamiast studiować swe nauki przy ciepłym kominku staliby się domem dla robaków.
Achaja: Gdyby udało mi się obronić klasztor do tej pory byśmy tam siedzieli przy kominku.
Skull: Przeoczyłaś coś, Achaja. Jesteś tylko człowiekiem. Nie możesz dokonać niemożliwego. Ta ekspedycja nie miała prawa przetrwać tego ataku. Winę ponoszą ci z góry, którzy zorganizowali tą wyprawę, a nie jej uczestnicy.
Achaja: Tylko nikt z nas nie przewidział ataku. Nie było wartowników, na murach nie stali łucznicy. Tyle błędów w organizacji. To moje błędy.
Skull: Nie było ich na tych pozycja bo ich nie dostaliśmy. Miałaś za mało ludzi. Nie mogłaś zarówno przeszukiwać podziemi czyniąc je bezpiecznymi dla uczonych jak i zamienić klasztor w niezdobytą twierdzę.
Achaja: Właśnie mogłam. Lecz nie zapewniłam im minimum bezpieczeństwa. Nie nadaję się do misji w terenie. Wolę zostać w Bastionie.
Skull pochylił się w siodle i nazbierał do ręki trochę śniegu. Ulepioną śnieżkę cisnął w Achaję.
Skull: Jeszcze raz się obwinisz, a natrę ci nią twarz.
To jednak nie poprawiło jej humoru.
Achaja: Więc natrzyj. Niczego to nie zmieni.
Skull: Na litość tego kto siedzi na górze, Achaja. Nie musisz się cały czas obwiniać. Masz coś takiego jak usta. Zrób z nich użytek i uśmiechnij się  ze szczęścia, a nie tylko z naiwności rywala podczas walki.
Achaja: Jak tu się uśmiechać, kiedy nie ma okazji do tego.
Skull mimo to uśmiechnął się
Skull: Może to się wydać głupie, ale kiedyś słyszałem balladę, w której bard śpiewał jak to uśmiech jest połową pocałunku.
Achaja: Może ten bard nosił jeszcze tandetny pseudonim wzięty od nazwy jakiegoś kwiatka?
Skull: Chybiona kpina, bo owszem nosił.

Offline

#16 2015-06-24 02:52:11

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 43.0.2357.130

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Droga do Bastionu


Achaja ze względu na poparzone nogi przez cały czas jechała na koniu po damsku. W końcu dotarli do Bastioniu. Ludzie widząc ich parę ustępowali im z drogi. Jednak mało kto pamiętał tę parę sprzed paru tygodni, kiedy to hucznie ich żegnano. Robiono to ze względu na ich straszny obraz. Kobieta pokryta bliznami i mężczyzna z dziwną ręką i niezbyt przyjazną twarzą. To wzbudzało w niektórych ludziach strach a w innych obrzydzenie. Dotarli w ten sposób do pierwszego pierścienia. Wartownicy z początku nie chcieli ich wpuścić, ale po meldunku Achai dali się przekonać i ustąpili im miejsca. Tam niektórzy pamiętali ich wyjazd, lecz nie chcieli wierzyć w to co widzą. Zbawcy ludzkości wracali ledwo żywi. Na szczęście jeden z wyżej postawionych żołnierzy poznał ich i razem z kompania, która akurat była na musztrze pobiegli im pomóc. Ktoś natychmiast pobiegł po medyków i po chwili ta dwójka była niesiona na noszach do szpitala.

Podziemia klasztoru


Themo zszedł do podziemi. Dokładnie, do legowiska demona.
-Kontynuujemy trening?
-Nie. Dziś przygotowałem coś innego.
Nagle tatuaże Themo zapiekły. Poczuł największy ból, jakiego tylko dało się doświadczyć. Upadł na podłogę. Jego ciało drętwiało i nie mógł wykonać żadnych ruchów. Chciał zemdleć. Nawet umrzeć, byle by nie czuć tego. Obraz zaczął mu się rozmazywać. Oczy zachodziły mu mgłą. Jednak w tej mgle widział jakieś ludzkie postacie. Tak mu się zdawało. Słyszał tez przytłumione głosy.
-Jesteście pewni? Wszyscy zginęli. Dlaczego on ma przeżyć?
-Znasz jego ojca. Jeśli ktoś ma to przeżyć to tylko on.
-Nie mamy za wiele materiału. Musimy zaryzykować.
...
Obudził się. Obok jego twarzy była niewielka kałuża krwi, którą wykrzyczał zwijając się w agonii. Popatrzył na swoje ręce. Były w normalnym stanie. I najważniejsze. Nie czuł już żadnego bólu. Był wolny. Już zapomniał jakie to uczucie.

Offline

#17 2015-06-24 03:54:28

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Bastion
Skull i Achaja zostali przeniesieni do sali medycznej, gdzie poddano ich leczeniu. Achaji opatrywano nogi, Skullowi dziurę w biodrze. Oczywiście jego dłoń nie przeszła bez echa. Medycy wielokrotnie się przy niej kręcili. Na co Skull cały czas reagował tak samo, warcząc i szczerząc gołe kły.
Skull: Precz z tymi łapami albo stracisz palce! Nie będę się powtarzać! Każdemu, któremu znów przyjdzie do głowy badanie mojej ręki, jajca odgryzę!
Medycy woleli nie sprawdzać prawdziwości jego słów. Szybko odstąpili.
Achaja: Skull uspokój się i daj sobie pomóc!
Skull: Uspokoję się jak te wścibskie fiuty zajmą się tym czym mają się zająć! Sif zrobił mi dziurę w biodrze, nie w dłoni!
Achaja: Jak na razie to nie dasz im podejść nawet do biodra.
Skull: Bo widzę jak na mnie patrzą! Najchętniej by mnie uśpili, po czym otcięli rękę i dali na jeden ze swoich stołów, albo od razu zanieśli do uczonych!
Achaja: Nie codzień widzi się coś takiego.
Skull: Jestem teraz gatunkiem zagrożonym wymarciem?! Może od razu niech zamkną mnie w klatce i pobierają opłaty za oglądanie!
Achaja: A kto by chciał płacić żeby cię oglądać?
Po udanej ripoście Skull uspokoił się. Odwzajemnił się i tak już bardziej niemożliwym wyszczerzeniem kłów.
Skull: Zabolało.Potrafisz się odkuć.
Achaja: Widzisz. W tych murach odrazu czuję się lepiej. A może za dużo czasu przebywałam z Themo. Właśnie, gdzie on jest?
Skull: Kiedy wyruszałem został w klasztorze. Pewnie dalej tam siedzi.
Achaja: Że został? Sam, z demonem?
Skull: Wybacz, ale jeśli miałem do wyboru wypytywanie go o jego motywy, a pościg za tobą  to wolałem te drugą opcje.
Achaja: Ja... Nie wiem co o tym myśleć.
Skull: Themo to kawał skurwysyna i da sobie rade, cokolwiek wymyślił. Dziwi mnie fakt, że tak nim przejełaś. Zapewne reszta ekspedycji dawno już o nim zapomniała i przestała zawracać sobie nim głowę.
Achaja: Jakby nie patrzeć to ten ham pomógł nam przeżyć.
Skull: Ale czy ktoś już o tym pamięta? Nie. Witamy spowrotem w Oddziałach Specjalnych.
Achaja: Na tym to polega. Dbamy o dobro ludzi w Bastionie a nie o pojedyncze persony. Dzięki temu to miasto jeszcze funkcjonuje.
Skull: Więc czemu mimo to zawracasz sobie nim głowe? Jeśli jesteś wierna ideałom Bastionu zapomnij o nim i przestań się nim przejmować. Chyba, że jednak łuski jeszcze nie przykryły ci całkowicie oczu.
Achaja: Jednak on nie należy do tej społeczności. On nie jest stąd.
Skull: Tym bardziej powinnaś odpuścić. Dobrze wiemy, że Bastion troszczy się tylko o siebie. Nowe Harkween jest tego przykładem.
Achaja: Tamto miasto jest już stracone. Brak w nim silnego przywódcy.
Skull: Bo to wyrzutki, które zostały odrzucone przez Bastion.
Achaja: Bądź też ludzie, którzy nie umieli się przystosować.
Skull: Dla Bastionu liczy się tylko Bastion. Wszystko inne co jest obce jest zbędne.
Achaja: Dla Bastionu liczy się tylko dobro Bastionu. Dlaczego mamy wpuszczać zło do siebie?
Skull: Chyba schodzimy z tematu. Rozmawialiśmy o Themo a teraz nagle rozwarzamy problemy światopoglądowe.
Achaja: Tak wygląda dyskusja z kobietą. Przyzwyczaj się.
Skull: Rety, Venomie przez co musiałeś przechodzić... Chwilka! "Przyzwyczaj się"?
Lekko się zarumienił.
Skull: Co masz na myśli?
Achaja: To, że jesteś teraz dla nas zbyt cenny, byśmy cię znów stracili. Szykuje się niejedna wspólna misja.
Skull: Ale... ale klasztor... ale demon... ale kultyści...
Achaja: Trzeba skończyć to, co się zaczęło.
Skull: Ale...
W tej chwili jeden z medyków podał mu znieczulenie. Skull zaczął odpływać.
Medyk: Nareszcie spokój. Pobierzcie tkanki z jego ręki
Achaja: Halo, okażcie mu trochę szacunku!
Medyk: Daliśmu mu znieczulenie by nie czuł bólu. Jaki można chcieć większy szacunek?
Achaja: Może przestaniecie grzebać przy jego ręce i zajmiecie się ranami?
Medyk: Rany nie zając, nie uciekną.
Achaja: Wiesz, że każda chwila zwłoki zwiększa szansę na wdarcie się gangreny, co może doprowadzić do śmierci pacjenta. Jeśli dozna uszczebrku na zdrowiu uruchomię moje znajomości i zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności.
Medyk wyraźnie się speszył choć starał się tego po sobie okazać.
Medyk: Spokojnie. Po co zaraz tak ostro? Już się zajmujemy jego raną.
Achaja: Jakoś tego nie widzę. I ciesz się, że on śpi na lekach, bo inaczej sam potrzebowałbyś pomocy medycznej.

Offline

#18 2015-06-25 03:35:19

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 43.0.2357.130

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Bastion, sala medyczna


Sala w której opatrywali ranną dwójkę była niewielka. Oczywiście dostali specjalne pomieszczenie, dlatego było tam tak mało miejsca, jednak dzięki temu znajdowali się sami. Nie licząc personelu medycznego, który biegał we wszystkie strony. A to brakowało bandaży, a to maści. Cud będzie, jeśli nie amputują ręki Skullowi. Jednak całe to zamieszanie został przerwane, kiedy do sali wszedł wysoki człowiek w mundurze i z szablą przy boku.
http://img2.wikia.nocookie.net/__cb2014 … pt_Art.jpg
Francis Nartic. Generał sił zbrojnych Bastioniu, podlegający jedynie królowi. Achaja bardzo dobrze znała tę twarz. Niestety tylko z portretu, który wisiał w kwaterze głównej armii. Sam generał rzadko pojawiał się poza pałacem, a rozkazy przekazywał przez posłańców. Dzięki swojej pozycji zagnieździł się w wygodnym pałacu. Achaja odruchowo chciała stanąć na baczność, lecz jej stan na to nie pozwalał. Ograniczyła się tylko do podniesieniu się na łokciu i salutu.
-Spocznij. Chciałem zostać sam z panią pułkownik.
Achaja ponownie się ułożyła a medycy opuścili pomieszczenie.
-A Skull?
-Dostał środek usypiający. Słucham pana.
-Pułkownik Achaja. Przypomnijcie mi, za co dostaliście ten awans?
-Podczas patrolu na farmie. Miało się ściemniać, a nasza warta dobiegała końca. Wtedy to zaatakowali kultyści.
-Zwierzęta. My ciężko pracujemy by przeżyć a oni wchodzą siłą i rozkradają owoce naszej pracy. To jeden z powodów dla których budujemy mur. Opowiadajcie dalej, co tam się stało?
-Rozpoczęła się walka. Udało nam się odeprzeć atak, ale przybyli nieumarli zwabieni zapachem krwi. Ich też musieliśmy odgonić.
-I wytrzymałaś tak całą noc. Niestety z pięcioosobowego patrolu przeżyłaś tylko ty. Trzech zginęło od mieczy kultystów, których było ośmiu. Kolejny został zagryziony przez nieumarłych, kiedy to próbował podpalić stos ciał.
-Skąd pan wie?
-Jeśli przeczytam raport, który trafi na moje biurko, od razu go zapamiętuje. W pięciu obroniliście całą farmę, a mając najlepszych ludzi nie potrafiliście uratować misji.
-Tak. Oni nas zaskoczyli.
-Procedury bezpieczeństwa znacie na pamięć. Na ćwiczeniach z nagłego ataku wypadliście najlepiej. Wasz hipotetyczny plan obrony Bastionu został oceniony celująco przez naszych strategów w tym i mnie. Dlatego was wybrałem. Bo wiedziałem, że nie zawiedziecie. Jednak i ja się czasem mylę. Nie mogę was zwolnić, gdyż byłaby to zbyt wielka strata. Zawiesić was też nie zawieszę, gdyż poznaliście pustkowia na południu. Jednak was degraduję. Od tej pory nosicie stopień majora.
Achaja zamilkła. Leżała i wpatrywała się w sufit. Biały, jałowy sufit, z którego, o dziwo, nie sypał się gips. Nawet brzęczenie muchy nie wyrwało jej z transu. Zrobiło to kolejne polecenie generała.
-Kiedy wydobrzejesz przyjdą uczeni i przekażesz im wszystkie informacje, jakie posiadasz. Odmaszerować.
Achaja nie wiedziała co robić. Nogi pokryte maściami i bandażami lekko jej drgnęły, by mogła zaraz stanąć na podłodze i pójść w znanym tylko sobie kierunku.
-Żartowałem.
Generał uśmiechnął się lekko i wyszedł z sali medycznej. Krzyknął jeszcze na lekarzy, gdyż widział ich zabieganie. Wydał jeszcze kilka poleceń odnośnie Skulla. Medycy wrócili do pacjentów i zajęli się ranami. Jednak rozkazów generała nie wolno było zlekceważyć, w przeciwieństwie do pogróżek pani pułko... major. I udało się pobrać próbki z ręki Skulla.

Offline

#19 2015-06-25 17:36:53

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Bastion
Brama przed nim, za nim król i jego radni, a wokół ciemność. W bramie ludzie niszczą swe krtanie w krzyku. Umarli ich pochłaniali, jeden po drugim. Brama zaczęła się zamykać. Z tłumu pochłanianego przez ciemną Plagę wyrwała się jednak kobieta. Woła go po imieniu. Biegnie ku niemu z wyciągniętą dłonią. Odwzajemnia jej czyn. Brama się zamyka rozdzielając ich. Umilkły krzyki, umilkły błagania o litość. Bije w bramę, ale ta nie zamierza się otworzyć. Odwraca się do króla. Nie był człowiekiem. Był posągiem. Z niezachwianą pozą i miną na twarzy pozbawioną uczuć, jak to u posągów. Radni tylko wiwatują. "Niech żyje król!" wołają.
Skull: Viktoria!
Jednak szybko umilkł. Ściemniało się, a Achaja spała. Na szczęście jego krzyk jej nie obudził. Mógł się utrzymać o własnych siłach. Udał się wolnym krokiem do miejsca, w którym nie był już wiele lat. Oczywiście na drodze jak zawsze stali mu strażnicy.
Strażnik: Zakaz wstępu osobom nieupoważnionym.
Skull coś mu wyszeptał. Oczywiście strażnik go wyśmiał, jednak po krótkiej chwili postanowił nie ryzykować swojego stanowiska i oddalił się zostawiając Skulla z jego partnerem. Po chwili wrócił, zmieszany bo to co powiedział Skull musiało najwyraźniej okazać się prawdą.
Strażnik: Możesz wejść. Generał Francis czeka na ciebie w swoim gabinecie.
Udał się do wyznaczonego miejsca. W środku zastał generała. Był odwrócony do niego plecami, jak zawsze dumnie wyprostowany. Spoglądał w blask zachodzącego słońca wylewającego się z okna.
Francis: Ile to już lat?
Skull: Pięć. Prawie sześć.
Francis: Napijesz się?
Powiedziawszy to napełnił jeden z kubków trunkiem.
Skull: Od kiedy jesteś taki gościnny?
Francis: Czyli się nie napijesz?
Skull: Tego nie powiedziałem.
Na te słowa zalał drugi kufel.
Francis: Usiądziesz?
Skull: Skoro proponujesz to nie będę tak stać.
Obydwaj zasiedli do po obu stronach biurka.
Skull: Byłeś dzisiaj u mnie.
To nie było pytanie.
Francis: Jak się domyśliłeś?
Skull: Pewien ptaszek mi powiedział.
Wziął łyk po czym ujrzał za oknem przezroczyste białe włosy. Oczywiście ciężko jest zachować płyn w jamie ustnej bez policzków więc coś zawsze skapnie.
Skull: Wiem też, że nie byłeś tam ze względu na mnie.
Francis: Skąd ta pewność? Gdyby chodziło tylko o Achaję mógłbym wysłać posłańca, jak robię to zawsze. Skąd ta pewność, że nie chciałem zobaczyć ciebie?
Skull: Chyba raczej upewnić się, że z tego nie wyjdę.
Francis: Zabraniam ci tak mówić! Pamiętaj, że mimo wszystko wciąż jestem twoim ojcem.
Skull: A Viktoria była mimo wszystko twoją córką. Co jej z tego przyszło?
Francis: Znów do tego wracasz? Przez te lata nic się nie zmieniłeś. Nadal zachowujesz się jak dziecko.
Skull: Mniejsza o przeszłość.
Dopił.
Skull: Pogadajmy o przyszłości.
Francis: Od kiedy interesuje cie polityka?
Skull: Nie o tej formie przyszłości mówię. Dobrze wiesz, że mam w rzyci politykę.
Francis: Chyba, że możesz na tym zarobić.
Skull: Obydwaj wiemy, że to co robiłem nigdy nie robiłem dla pieniędzy.
Francis: Tak, wiemy. Robiłeś to by zaspokoić swoje chore żądze.
Skull: Nie jestem masochistą jeśli o to ci chodzi. Po prostu nie lubię spokojnego życia i tyle.
Francis: Nie lubisz spokojnego życia? Szkoda, że matka nie może tego usłyszeć.
Wyjebał kufel poza biurko.
Skull: Nie masz prawa jej wspominać na swoją korzyść! To przez ciebie umarła!
Ojciec spoliczkował syna. A może raczej "szębował". Ciężko uderzyć w coś czego taka osoba nie ma.
Francis: Powiedz to jeszcze raz, a pokarzę ci co to ojcowska ręka.
Skull: Może każ mnie powiesić? Śmiało!
Francis: Na łożu śmierci twojej matki poprzysiągłem jej, że nie pozwolę by ostatnie jej dziecko zmarło przede mną. Tylko dlatego zatuszowałem twoją dezercje.
Skull: Widzę, że przybycie tutaj było błędem.
Wstał i zaczął zmierzać ku wyjściu.
Francis: Nie! Zostań!
Zatrzymał się.
Francis: Zacznijmy od nowa. Mówiłeś coś o przyszłości. Usiądź i powiedz o co chodzi.
Przystał na to chodź niechętnie.
Skull: Wiem też, że zdegradowałeś Achaję.
Francis: Degradacja to najlepsze co mogła dostać.
Skull: Oczywiście. Wielkie szychy takie jak ty, które za to wszystko odpowiadają nigdy nie wezmą winę na siebie tylko znajdą kozła ofiarnego.
Francis: Achaja była do tego wyszkolona i przygotowana. Miała ludzi, wyposażenie i zaopatrzenie. No i... ciebie.
Generał wziął pierwszy łyk. Skull spojrzał na niego zmieszany.
Francis: Tak, to ja kazałem Fenorowi cie odnaleźć i wcielić do wyprawy. Była zbyt ważna, a ja potrzebowałem samych najlepszych.
Skull: Nie mówił mi o tym...
Francis: Bo to nie miało nic do rzeczy. Może od śmierci siostry i matki nie układało się między nami najlepiej, ale wiedziałem co potrafisz, dlatego chciałem byś był częścią tej ekspedycji.
Skull: To nie zmienia faktu, że nikt z nas nie był przygotowany na to co tam zastał.
Francis: Cokolwiek tam zastaliście, obowiązkiem Achaji było zapewnić uczonym bezpieczeństwo.
Skull: Ty nie wiesz co tam było. Widziałem rzeczy, o których ci się nie śniło. Demona jak z legend, człowieka z paszczą jaszczura buchającego ogniem, ludzi o sile i dzikości zwierząt, człowieka... z tym co widzisz.
Uniósł dłoń.
Francis: A tak. O tym też chciałem z tobą porozmawiać.
Skull: Nie ma o czym. Wiem, że pobraliście próbki.
Francis: Dziwi mnie skąd tyle wiesz.
Sif: A mówiłeś, że nie ma ze mnie pożytku.
Skull wstał i zatrzymał się przy wyjściu.
Skull: Co z Achają?
Francis: Rozpatrzę jej sprawę, ale niczego nie obiecuję. Zanim wyjdziesz. Jestem twoim ojcem i nie jestem ślepy. Czujesz coś do tej kobiety?
Skull: To nie twoja sprawa.
Francis: W tym przypadku się zgodzę. Możesz odejść.
Chwycił za drzwi.
Skull: Jeszcze jedno.
Francis: Hmm?
Skull: Czy Sif wciąż jest na liście ściganych?
Francis: Pamiętam co ten drań ci zrobił. Jednak przez te lata przepadł jak kamień w wodzie.
Skull: Możesz go usunąć z listy.
Wyszedł.
Sif: Auć.

Offline

#20 2015-07-01 02:54:47

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 43.0.2357.130

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Podziemia klasztoru


Themo będąc nieco znużony machaniem mieczem w samotności, bieganiu wokół placu po murach czy strzelaniu do rzuconych wcześniej naczyń postanowił zejść do podziemi.
-Kontynuujemy trening?
-Dziś mam dla ciebie coś innego.
-Znowu zmagania z przeszłością? W jakim celu to? Że niby ktoś będzie potem spisywał historię i zaciekawi się moją przeszłością?
Jednak nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie. W zamian za to stracił czucie w całym ciele i upadł na podłogę. Poczuł niesamowitą migrenę od której dostał zawrotów głowy. Wokół widział przemykające cienie, a od murowanych ścian piwnicy odbijały się zniekształcone głosy.
-Myślisz, że on przeżyje? To nasza ostatnia szansa.
-Tylko on ma szansę. Znasz jego ojca?
Potem stracił przytomność.

Offline

#21 2015-07-02 00:44:55

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 38.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Okolice klasztoru
Gdyby ktoś stał na murze klasztoru zapewne dostrzegłby zbliżający się oddział kultystów. Oddział składał się z około dwudziestu ludzi. Dodatkowo nieśli oni ze sobą dwie lektyki. Kultyści nie odnaleźli żadnych przeszkód w wejściu na teren klasztoru. Gdy tylko stanęli na twardym gruncie brukowanego dziedzińca delikatnie opuścili lektyki. Z jednego z nich wyszedł, człowiek bardzo starego wieku, brodą do pasa, chodzący o lasce. Głownia laski przedstawiała czerep smoka.
Starzec: Wyjdź Themo. Antras powiedział mi, że cie tu spotkał, a ja wiem, że nie opuściłbyś tego miejsca. Szukasz odpowiedzi. Podobno utraciłeś wspomnienia. Nie musisz się bać. Chcę tylko porozmawiać i być może przypomnieć ci to co zapomniałeś.
Jedyne co mu odpowiedziało to szum trawy na pustym dziedzińcu. Mógł się rozglądać ile chciał a jedynie co zobaczył to mury nadszarpnięte zębem czasu otaczające plac wokół. Ziemia miejscami była zryta, jakby coś wielkiego się tam tarzało, o czym świadczyły powyrywane kępy trawy. Mógł też wejść dalej, a natrafiłby na drzwi od głównej kaplicy, które jako jedyne były otwarte.
Starzec: Zabezpieczyć teren.
Podszedł do drugiej lektyki.
Starzec: Trochę tu zabawimy Zexelu. Zexel?
Zajrzał do środka. Pusto.
Starzec: Co to ma znaczyć?! Gdzie chłopiec?!
Kultysta: Panie, przysięgamy, że cały czas mieliśmy go na oku.
Starzec: Utrapienie z wami. Nie możecie nawet upilnować małego chłopca, a do czego przyjdzie kiedy będzie trzeba mnie bronić?
Kultysta: Panie...
Starzec: Zamilcz! Wasza czwórka była za niego odpowiedzialna, więc teraz macie go znaleźć! Ruszać się! Wróćcie z Zexelem albo od razu ze swoimi głowami na tacy!


Podziemia klasztoru
Themo wciąż leżał na posadzkach. Ktoś zaczął szturchać jego ciało. Dało się słyszeć dziecięcy głos.
Głos: Themo obudź się. Themo. Przestań spać i obudź się.
Themo otworzył oczy i podparł się na łokciu.
Themo: O kuuuuurwa. Co się dzieje?
Oparcie się o łokieć niemal zrównało poziom twojej głowy z głową obcego. Dziecięcy wzrost wskazujący na około 6-7 lat, owinięty podartą szatą podróżną okrywającego go od stóp po szyję, maska na twarzy przedstawiająca smoczą czaszkę oraz czupryna czarnych włosów. Chłopiec objął Themo za szyję.
Chłopiec: Themo! To naprawdę ty.
Themo: Nie kurwa, król E'kon I.
Chłopiec roześmiał się i zaczął lekko odbijać się od podłogi.
Chłopiec: Powiedz coś jeszcze. Tak dawno się nie śmiałem. W Skywood jest nudno bez ciebie, a powiedz jakiś wulgaryzm, który mnie nauczyłeś i już wszyscy cie karcą.
Themo trochę się zakłopotał.
Themo: Yyyyy, chuj?
Roześmiał się znowu
Chłopiec: O-o. A pamiętasz odpowiedź na to? "Co słychać?".
Themo: Stare kurwy nie chcą zdychać, a młode nie chcą dawać.
Malec znów wyraził swą radość w formie śmiechu po czym wzmocnił uścisk. Themo zebrał siły i wstał na równe nogi. Przez chwilę chłopiec merdał gołymi nogami po czym puścił się i wylądował gładko na grunt.
Themo: Przyszedłeś tu po coś jeszcze oprócz pokazu komedii i czułości?
Chłopiec: No bo jak pójdziesz rozmawiać już ze staruszkiem Henrexem to będzie sztywna atmosfera. Dziadek nie lubi "niedojrzałego zachowania" i nawet jeśli "zachowasz się niedojrzale" to zostanę skarcony jak się zaśmieję.
Themo: Więc pójdź w me ślady i spierdalaj.
Chłopiec: Dokąd?
Themo: Też nie miałem dokąd. Nie masz znaleźć swojego miejsca. Masz je sam zbudować.
Chłopiec: Sam zbudować? Themo, Themo. A ty zbudowałeś już swoje miejsce?
Themo popadł w chwilę zadumy.
Themo: Właśnie tynkuje ściany.
Chłopiec: Tutaj?
Themo: To metafora.
Chłopiec: A co to jest metafora?
Themo: Przenośnia.
Chłopiec: Czyli nie tynkujesz, a przenosisz ściany?
Ręce opadają.
Themo: Matko, edukacja w Skywood jest poniżej poziomu morza.
Nagle do podziemi wpadło czterech kultystów, którym wyznaczono zadanie odnaleźć Zexela. Odetchnęli z ulgą na widok chłopca.
Kultysta: Paniczu Zexel, proszę udać się z nami.
Chłopak schował się za nogą Themo ściskając ją.
Zexel: Nie chcę.
Kultysta: Hę? Paniczu, czcigodny Henrex się zamartwia.
Zexel: Nie chcę!
Dopiero jakby teraz spostrzegli Themo.
Kultysta: Ty! Ty jesteś tym człowiekiem, którego szuka Henrex. Dobrze. Chodź z nami i weź chłopaka.
Themo: No elo.
Kultysta: El-co?
Themo: N-o-e-l-o.
Chłopiec zaczął ciągnąć dłoń Themo.
Zexel: Widzisz Themo? Z nimi jest tak zawsze. Sztywni jakby wciąż mieli kije w dupie.
Kultysta: Paniczowi nie przystoi takie słownictwo.
Themo: Wy czasem nie macie tabu do tych podziemi?
Nie wiedząc jak odpowiedzieć, jeden z kultystów wybrał najprostsze rozwiązanie.
Kultysta: Tabu to będzie złorzone na naszych życiach jeśli nie odporowadzimy Panicza do czcigodnego Henrexa.
Themo: Tabu to z definicji zakaz robienia pewnej rzeczy wynikający z kultury lub religii. Wy uczycie się czegoś oprócz walenia głową o ziemie przed posągami?
To ich wyraźnie zdenerwowało.
Kultysta: Dosyć! Nie udzielaj nam lekcji! Bierz swoje graty, chłopaka i ruszaj na górę!
Themo: Odpowiedzie mi na pytanie? Najlepiej to pierwsze.
Kultysta: Nie muszimy ci na nic odpowiadać obcy! Ciesz się, że stary Henrex chce z tobą rozmawiać bo inaczej już nie miałbyś języka by zadawać te swoje wścibskie pytania.
Tym razem Themo zwrócił się do chłopca.
Themo: Młody, lubisz ich?
Pytaniem odpowiedział na pytanie.
Zexel: A czy młode kurwy chcą dawać?
Na twarzy Themo zagościł uśmiech. Ugiął się w kolanach i wybił dość mocno, by znaleść się wśród czwórki gości. Zgiął dłoń w pięść i uderzył nią z całej siły w podbródek jednego z kultystów. Chłopak odbił się stopami od podłogi. Spod płaszcza wypełz demoniczny ogon, który wbił się w sufit i podciągnął go do góry usuwając z pola walki.
Zexel: Jak za dawnych czasów.

Offline

#22 2015-07-05 00:05:51

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 43.0.2357.130

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Podziemia klasztoru


Jeden z kultystów został znokautowany.  Upadł na ziemię, a jego wargi pokryły się krwią. Pozostali na agresje zareagowali agresją. Wyciągnęli z pochw swe miecze. Themo szybko odwrócił się w stronę napotkanych gości. Prawą dłonią sięgnął po swoje ostrza a lewą wystawił naprzeciw napastnikom. Używając mocy tatuaży odepchnął jednego z nich, który również uderzył plecami o murowaną podłogę. Wykonał ręką zamach i uderzył od dołu odbijając miecz jednego z kultystów. Szybko schylił się unikając poziomego cięcia i odwrócił się na pięcie w stronę atakującego. Nim tamten zdążył przejść do ponownego ataku, Themo pchnął mieczem w jego klatkę piersiową, celując w serce. Stal zagłębiła się w ciele kultysty tworząc ujście dla jego szkarłatnej krwi. Po opuszczeniu ciała obcego w ciele fanatyka, na ziemi znalazł się kolejny człowiek. Tym razem martwy, trzymający się za krwawiącą ranę, lecz życie uciekło z niego zbyt szybko. Na nogach stał tylko jeden. Themo uskoczył przed jego cięciem z góry i w dwóch susach znalazł się za jego plecami. Ciął przez kark. Miecz napotkał przeszkodę w postaci kręgosłupa. Jednak siła protagonisty była wystarczająca, aby przerwać rdzeń kręgowi i linię życia kultysty. Dwóch żywych. Jeden dalej leży plackiem i pluje krwią i odłamkami zębów. Kolejny wstaje i łapie za swój miecz. Jednak Themo nie zamierzał czekać na okazję do kontry. Sam wyprowadził atak. Trzy proste ciosy: jedno skośne cięcie, jedno poziome i jedno pchnięcie. Wszystkie łatwe do sparowania. To miało na celu zmylenie przeciwnika przed szybkim ciosem od dołu. Tułów kultysty został rozpruty od łona aż po mostek. Wnętrzności niemalże się wylały z ciała. Jedyny żywy zaczął odzyskiwać przytomność. Kiedy otworzył oczy ujrzał ciała swych towarzyszy i Themo z mieczem idącemu ku niemu. Adrenalina zaczęła krążyć w jego żyłach, co sprowokowało go do wstania i dobycia broni. W dłoniach dzierżył dwa sztylety. Themo podszedł do niego i wykorzystując w starciu przewagę w zasięgu celował w nadgarstki kultysty, zamiast parować cios ostrza. To wytrąciło mu jedną z broni z rąk. Themo widząc upadający sztylet zgiął jedną z dłoni w pięść i posłał telekinetyczną falę uderzeniową w stronę wroga. Kultysta pod wpływem tego uderzenia uderzył o ścianę, a sztylet, który mu wypadł z rąk wbił się w jego tułów.

Offline

#23 2015-07-05 03:33:10

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 39.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Podziemia klasztoru
Chłopiec opadł delikatnie na podłoże jakby nic nie ważył. Zaczął skakać wokół trupów rozchlapując krew na wszystkie strony.
Zexel: Śmierć mnie dzisiaj odwiedziła
coś o życiu mym mówiła,
o nic więcej nie pytała
tylko duszę mą zabrała.
Nagle Themo odkrył w sobie talent wokalny.
Themo: Szumi dokoła las,
czy to jawa, czy sen?
Co ci przypomina,
co ci przypomina
widok znajomy ten?
Chłopiec przyklęknął nad jednym z świeżych trupów. Zamoczył palce w czymś co dawniej było brzuchem kultysty i nasączył palce krwią, po czym zaczął przyozdabiać czerwoną posoką swoją maskę ciągle śpiewając.
Zexel: Trzy, dwa, raz,
wtem przychodzi na mnie czas,
zakrwawione widzę ciało,
najwidoczniej być tak miało,
w oczy śmieje się i pluje,
ten co mordu dokonuje,
serce boli tak okropnie,
życie znika bezpowrotnie.
Wstał i spojrzał na Themo.
Zexel: Kiedyś zaśpiewam to też nad twoim ciałem Themo. Nie martw się.
Themo: Prędko ten moment nie nastąpi. Może do tego czasu nauczysz się śpiewać.
Najwyraźniej krytyka wokalnych zdolności chłopca okazała się jego czułym punktem.
Zexel: Patrzcie go, odezwał się ten z talentem wokalnym.
Themo: Polej to mogę zaśpiewać.
Ich dyskusja ucichła pod uderzeniem laski o posadzkę.
Starzec: Themo...
Zexel: Staruszek Henrex.
Twarz miał surową.
Themo: No elo.
Henrex: Zabijasz moich ludzi i zwracasz się do mnie jakby nigdy nic. Widać nic się nie zmieniłeś. Naprawdę straciłeś wspomnienia? Bo jak na razie coś trudno w to uwierzyć.
Themo: Pamiętam, że zostaliście wybici przez hordę nieumarłych.
Henrex: Masz namyśli ten incydent sprzed pięciu lat? Musieliśmy przecież przetestować twoje nowe moce. Można to nazwać efektem doświadczalnym. Niestety trochę wymknął się spod kontroli. Zginęło więcej niż było potrzeba, jednak to już przeszłość.
Themo: Nasłaliście nieumarłych na miasto, żeby mnie sprawdzić? Poświęciliście ludzi, których mieliście mało, po takie gówno?
Henrex: Gówno? Themo, chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co mówisz. Byłeś pierwszą osobą, która pozyskała demoniczny element w dojrzałym wieku. Nie urodziłeś się z nim tak, jak Artorias ani, nie uzyskałeś go będąc dzieckiem jak Zexel. Byłeś swego rodzaju wyjątkowy.
Themo: Jak wy wyjątkowymi debilami, za których was zawsze uważałem.
Słowa Themo rozbawiły starca.
Henrex: Nawet nie wiesz co mówisz Themo. Gardzisz nami? Ale sam zgłosiłeś się na ochotnika przy tym badaniu, nikt cie nie zmuszał. Przestań patrzeć z pogardą na tych, od których niczym się nie różnisz.
Themo: Na ochotnika? Z tego co mi zaczęło świtać to raczej byłem przymusowym ochotnikiem
Henrex: Nie znasz najwyraźniej samego siebie Themo. Wiesz czemu jako jedyny przeżyłeś? Bo chciałeś tej mocy. Po wielu testach okazało się, że demoniczny element nie przyswoi się do właściciela jeśli ten go nie zechce. Twój umysł jak i twoje ciało się nie opierały. Dlatego przeżyłeś i dlatego masz te moce.
Themo: A znałeś mojego ojca?
Henrex: Jestem najstarszym kultystą na tym kontynencie, oraz jaki istniał. To ja kierowałem badaniami nad demonicznymi mocami, więc tak. Znałem twojego ojca.
Themo: Może mi jeszcze powiesz jak znalazłem się na kontynencie?
Henrex: Zgaduję, że wyszedłeś z łona matki.
Themo: A dalsza część historii?
Henrex: A czemu uważasz, że jest jakaś dalsza? Co jest takiego dziwnego w urodzeniu się na kontynencie jak wielu przed tobą?
Themo: Czyli wiem, że ty gówno wiesz. Mogę cię teraz zarżnąć.
Henrex: Ho. Czyli jednak nie straciłeś całej pamięci. Szczerze, nigdy cie nie lubiłem Themo. Za przeproszeniem, jesteś zwykłym chamskim skurwysynem i...
Zexel: Uuuuuuuuu.
Henrex: i nie miałbym żadnych oporów przed pozbawienie cie życia. Jednak po tylu latach widzę radość na twarzy Zexela i nie chcę mu go tak szybko odbierać. Dlatego tym razem Themo pozwolę ci żyć.
Themo: Nie spodziewaj się wzajemności.
Tu zwrócił się do chłopca.
Henrex: Zexelu.
Zexel: Hę?
Henrex: Ciała niedługo wstaną. Zabierz je na górę i karz spalić.
Zexel: Ale chcę zobaczyć chodzące trupy.
Henrex: W Skywood naoglądałeś się ich aż nad. Rób o co cie proszę.
Zexel: No dobra.
Demoniczny ogon wypełzł spod płaszcza i owinął się wokół ciał zaciągając je ku wyjściu.
Henrex: Najwyraźniej jednak muszę trochę upuścić ci krwi. Rany po starciu z Antrasem ci nie wystarczyły? W porządku.
Themo: Sporo się od tamtego czasu nauczyłem.
Henrex: Czegokolwiek się nauczyłeś będzie bezużyteczne w walce ze mną. Daję ci ostatnią szansę aby pójść po rozum do głowy i się wycofać.
Themo: Mówiłeś, że mnie znasz. Więc dlaczego rzucasz mi taką propozycję?
Starzec uśmiechnął się i na chwilę jakby zamyślił.
Henrex: Wiesz, że Zexel był pierwszy? Jako chłopiec stał się pół bogiem. Jednak to były jedne z pierwszych badań i nasza wiedza o demonicznych mocach była uboga. Nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Rozwój chłopaka stanął w miejscu. Nie tylko pod względem fizycznym ale i psychicznym. Stał się wiecznym dzieckiem, symbolem młodości. Czasami myślę, że i w twoim przypadku badania uszkodziły ci psychikę, dlatego nie możesz pojąć, że zmierzasz ku własnej porażce.
Themo: Nie wiem kto tu ma problemy z psychiką i chuj mnie to, ale ty masz problem ze sobą.
Henrex: Ja? Zanim dam ci bolesną lekcje może wytłumaczysz mi na czym polega mój problem z samym sobą?
Themo: Nie widzisz, że wasza społeczność zmierza ku upadkowi.
Henrex: Mówisz coś co chciałbyś by było prawdą, ale tak nie jest. My przeżyjemy jako jedyni, kiedy ty i cała resztą zginiecie.
Themo: Poświęcacie swoich ludzi w imię głupot. A ja widzę, że więcej jest stosów pogrzebowych niż kołysek dziecięcych.
Henrex: Pięć lat temu poświęciliśmy ludzi w twoim imieniu. W tym przypadku się zgodzę Themo. Jesteś głupotą.
Themo: I nie potrafiliście mnie zatrzymać. To była wasza największa głupota.
Henrex: Nie rozśmieszaj mnie Themo. Chyba masz zbyt wysokie mniemanie o sobie. Nie "nie potrafimy" tylko "nie chcemy" bo z twojej strony nie ma żadnego zagrożenia. Gdyby był choć cień dawno byś już nie żył.
Themo: A na początku rozmowy narzekałeś, ze zabijam twoich ludzi.
Henrex: Uważasz teraz, że powinniśmy się ciebie bać bo zabiłeś kilka marnych pionków? Proszę cie, Themo nie ośmieszaj się jeszcze bardziej.
Themo: Dlatego wasza społeczność wymiera. Uważacie swoich członków za nic nie warte ścierwa.
Henrex: I znów to robisz Themo. Jednak powtarzanie czegoś w kółko nie sprawi, że stanie się to prawdą. Kultyści są potęgą, której nawet wasz Bastion nie może sprostać. Taka jest rzeczywistość. My rośniemy w siłę wypleniając słabość z naszych szeregów, kiedy wy topniejecie.
Themo: Akurat Bastion też skończy jako gruzy, jeśli nie zmienią ustroju.
Cisza.
Henrex: Rozmowa zaczyna się wypalać Themo. Niedługo wróci Zexel. Jeśli nadal chcesz walki nie odwlekajmy jej.
Wojownik zacisnął rękę na rękojeści miecza.
Themo: Więc żegnaj.
Błyskawicznie wyprowadzone pchnięcie Themo zatrzymało się w powietrzu. Czuł opór miecza. Nagle coś go uderzyło od tyłu. Coś twardego. poczuł cieknącą krew na karku. Uderzenie na chwilę go oszołomiło. To wystarczyło by jego własny miecz wyfrunął mu z rąk po czym przybił go do ściany. Teraz widział co go uderzyło. Obok starca unosił się sporej wielkości kamień. Ujrzał też w podłodze dziurę, z której ów kamień pochodził. Ostrze zaczęło lekko przesuwać się w jego ciele. Ściana zabarwiła się na czerwono. Posadzka zaczęła pękać. W powietrze wzbiły się kolejne kamienie, które poleciały w kierunku Themo. Chciał odbić je swoją mocą, jednak podmuch, który wywołał tylko je spowolnił. Zanim dotarły utworzył osłonę, jednak i ta nie utrzymała się długo kiedy do gry weszły większe głazy. Ostrze z niego wyleciało i pofrunęło gdzieś na drugi koniec sali. Jego rany zostały otwarte. Miecz już nie trzymał go przy ścianie przez co runął na glebę. Kamienie, które go okładały zaczęły się nad nim unosić.
Henrex: Więc żegnaj.
Odszedł a kamienie opadły.


Klasztoru znów był pusty. Został tylko Themo i właściciel otaczającej go piosenki. Chłopiec skakał wokół Themo rozchlapując nogami kałuże krwi.
Zexel: Śmierć mnie dzisiaj odwiedziła
coś o życiu mym mówiła,
o nic więcej nie pytała
tylko duszę mą zabrała.
Ukląkł nad Themo. Zaczął malować swoją maskę jego krwią.
Zexel: Trzy, dwa, raz,
wtem przychodzi na mnie czas,
zakrwawione widzę ciało,
najwidoczniej być tak miało,
w oczy śmieje się i pluje,
ten co mordu dokonuje,
serce boli tak okropnie,
życie znika bezpowrotnie.
Zdjął maskę i położył ją obok. Uśmiechnął się.
Zexel: Nie, Themo. Twoje godzina jeszcze nie wybiła.
Założył maskę z powrotem.
Zexel: Szumi dokoła las,
czy to jawa, czy sen?
Co ci przypomina,
co ci przypomina
widok znajomy ten?

Offline

#24 2015-07-05 14:35:39

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 39.0

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Okolice Skywood
Obserwował okolice. Wysłali go na patrol. Wiedzieli już z oddali rysy starego miasta Skywood, ich celu. Stanął na jednym z wzniesień i usłyszał głos. Zimny głos.
- Kim jesteś? - powiedział głos.
- Jestem Den. Den z Bastionu. Czy Ty... - lekko są jąkając - Jesteś jednym z tych... Kultystów?
- Też jestem z Bastionu - odpowiedział.
- Co za szczęście.
Jednak nie mógł myśleć tak za długo. Usłyszał dźwięk wyciągania mieczy. Przeciwnik był przy nim szybciej niż mógł się spodziewać. Den wyciągnął broń i przyjął postawę obronną, która została szybko ominięta - miecz ciął w kolano i przewrócił Dena na ziemię. Potem uderzenie. Ciemność.


Grota Skywood
Den leżał związany, a przed nim stał zakapturzony mężczyzna o zimnym wzroku i głosie. Na boku leżały dwa miecze.
- Obudź się. Czego tu szukacie?
- Skoro, skoro - wyjąkał Den.
- Skoro jestem z Bastionu, to dlaczego to robię?
Den tylko kiwnął głową. Był przerażony. Nie mógł się ruszyć, nie mógł nic zrobić. Był zdecydowanie najsłabszy ze swojej całej grupy.
- Powtórzę się. - tym razem groźniej - Co tu robicie?
- Nie mogę odpowiedzieć.
Mężczyzna go złapał za gardło. Ściskał. Mocno.
- Możesz.
Uścisk nic nie dawał. Den wolał się udusić niż cokolwiek powiedzieć, ponieważ był słaby, ale jednak wierny. Był gotowy oddać życie za swą misję.
- Dlaczego Wy jesteście tak uparci, co? - luzując uścisk.
- Sam powinieneś wiedzieć - kaszląc, łapiąc powietrze - Skoro jesteś z Bastionu.
Mężczyzna wstał i dobył jednego z mieczy. Wysunął i przystawił go do gardła.
- Wiedzę, że czas tylko straciłem na tobie. Głupota - miecz tylko mocniej przysunął się ku gardle. Drugą ręką mężczyzna zdjął kaptur.
- Art?! - wykrzyknął Den, jednak tylko tyle mu zostało. Miecz przebił w gardło.
- Straciłem tylko czas. - mówiąc, wziął drugi miecz i ruszył ku wyjściu - Czas dogonić resztę.


Obóz ekspedycji
- Nie ma go! Nie wraca - wykrzyknął Tallen do Tobina.
- To tylko jedna ofiara. Z rana ruszamy do Skywood. Przyszykować się. - odpowiedział Tobin, pokazując gest by Tallen odszedł.

Offline

#25 2015-07-06 01:59:55

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 43.0.2357.130

Odp: Odwilż - nowe nadzieje (473 rok)

Nowe Harkween


Zakapturzony mężczyzna czekał w ciemnej uliczce niedaleko karczmy. Tam, gdzie było umówione spotkanie. Nerwowo podrzucał sakiewkę. W końcu schował ją i splunął siarczyście na ziemię.
-I oni uważają się za najlepszych morderców? Wracamy do Bastionu!
Powiedział do wojownika w zbroi, który był razem z nim. Razem udali się w stronę wyjścia z miasta. Przemierzając drewniane kłaki położone na ziemi po to, aby piesi nie zapadali się w błocie. Doszli tak do niewielkiej szopy, skąd dochodziło rżenie koni. Wojownik przyspieszył kroku i otworzył wrota. W środku było pełno siana, trzy konie i dwóch, kiepsko uzbrojonych mężczyzn.
-Zaprzęgać konie. Jedziemy do Bastionu.
-A co ze zleceniem?
-Nadal aktualne. Tylko odbiór w innym miejscu.
Dwa konie były już gotowe do jazdy. Właśnie na nie wsiedli przybysze i ruszyli na wschód.

Okolice klasztoru


Z lektyki wydobyło się polecenie.
-Sprawdźcie stan zapasów.
Chwila zamieszania i do okienka podbiega jeden z kultystów.
-Starczy na trzy dni marszu.
-Za mało. Musimy po drodze odwiedzić jedną z farm Bastionu.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
osiedleforma - cheatforgames - yaren - grp - smoczebractwostali