Legendy Ashum

Historia upadku ludzkości

Nie jesteś zalogowany na forum.

Ogłoszenie

(472 rok) - Nadeszła zima - Ciągłe wojny na północy z kultystami - Uczeni wyruszają na ekspedycje - Ciągłe utraty ziemi na północy

#26 2015-03-07 14:39:23

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Las
Achaja przedzierała się przez gęsty las podążając tropem śladów krwi. Po pewnym czasie ujrzała swój cel. Skull siedział na ziemi opierając się o drzewo z już założoną maską. Popukał się w czoło.
Skull: Mechanizm obronny, na wypadek gdyby mój wróg przed zabiciem mnie chciał mi obejrzeć mordę. Źle zdjęta uwalnia truciznę, która po pewnym czasie paraliżuje ciało, a w wyniku nie podania antidotum zabija po kilku godzinach.
Achaja: Skull...
Skull: Nic nie mów. Nie doceniłem cie. Dałem się omamić twojej urodzie i wdziękom. Akta nie kłamały. "Uparcie dąży do wyznaczonego celu i wie jak go osiągnąć".
Cisza
Skull: Trucizna już na mnie zadziałała, nie czuję nóg. Pomóż mi dojść do karawany. W torbie mam odtrutkę. Trzeba będzie ją też poddać Themo.
Achaja: Ale Themo wyruszył do klasztoru.
Skull: Że co? Trucizna zaraz zacznie działać.


Przed klasztorem
Mimo, że minęło tyle lat, klasztor wciąż promieniał swoim majestatem. Themo odczuwał lekkie drętwienie w dłoniach, ale je zignorował. Klasztor był otaczany przez mały, około 3 metrowy mur. Jednak przy murze ujrzeli kogoś kogo się nie spodziewali. Człowieka opierającego się o murowaną ścianę.
https://lh6.googleusercontent.com/-O23c … per-HD.jpg
Themo: Turystom wstęp wzbroniony.
Themo nie doczekał się odpowiedzi.
Crayon: Może głuchy?
Themo: Głuchy to był twój ojciec kiedy twoja matka kazała mu się zabezpieczyć.
Postać: A jednak!
Osobnik przemówił.
Postać: Nie byłem pewien, ale to naprawdę ty Themo. Twój cięty język wszędzie rozpoznam.
Themo: Znamy się?
Postać: Nie pamiętasz? Hmmm. To by się zgadzało. Ojciec mówił, że może zajść taka wpadka. Ale nie sądziłem, że ta amnezja naprawdę nastąpi.
Themo: Znałeś mnie?
Postać: Przepraszam Themo, gdzie moja maniery? Przecież ty nawet nie pamiętasz mojego imienia.
Skłonił się.
Postać: Antaras. Skoro już się przedstawiliśmy zabij szybko tą dwójkę.
Dobyli mieczy.
Themo: Nie wiem z jakim chujem się na mózgi zamieniłeś, ale to moi towarzysze. Może nie z w wyboru, ale towarzysze.
Antras: Ehhh. Jak zwykle wszystko utrudniasz.
Dobył miecza i pobiegł w ich stronę. Xalex i Crayon pognali mu na spotkanie na swych koniach.
Themo również chciał, jednak trucizna zaczęła działać. Stracił czucie w dłoniach i nogach. Tym czasem Antras uchylił się przed cięciem Crayona i rozciął jemu koniu podbrzusze. Koń się wywrócił łamiąc kark zarówno sobie jak i jeźdźcy. Gdy Xalex się zbliżył, Antras złapał jego konia za szyję, odbił się od ziemi i wskoczył na konia, tuż za Xalexem. Ten nie zdążył nawet zareagować kiedy wróg chwycił jego głowę obydwoma rękami i przekręcił ją o 180 stopni. Po wszystkim Antras podszedł do Themo, który już wręcz leżał na koniu.
Antras: Kiepsko wyglądasz.
Themo: Lepiej niż twoja matka wczoraj wieczorem.
Antras: Nie wiem w jakie towarzystwo wpadłeś, ale zbyt wiele razem przeszliśmy bym cie teraz tak po prostu zabił. Wracaj do swoich i powiedz im, że ten klasztor jest dla mnie i moich braci święty. Nie pozwolimy wam naruszyć spokoju nieumarłych, którzy tam przebywają.
Powiedziawszy to klepną konia, a ten ruszył tam skąd przybył.

Offline

#27 2015-03-07 16:16:26

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 40.0.2214.115

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Okolice klasztoru


Koń został zatrzymany przez członków ekspedycji. Leżał na nim nieprzytomny Themo. Szybko podbiegła do niego Achaja i podała odtrutkę, którą dostała od Skulla.
Po kilku minutach wojownik obudził się. Nad nim stali niemal wszyscy uczestnicy ekspedycji.
-Co tam ujrzałeś? I gdzie reszta?
-Spotkaliśmy przy murze jednego kultystę. I to w cholerę mocnego. Położył tamtych dwóch a mnie odesłał z jakiegoś powodu. Powiedział, że ten klasztor jest dla nich święty. Widocznie zadomowili się tam.
-Czyli trzeba jeszcze pozbyć się tych kultystów.
-Wrócę tam i zajmę się nim. Wy możecie powoli zmierzać w tamtą stronę. Fenor, proszę. To sprawa osobista. Jeśli jest tym, za kogo się podaje to dowiem się znacznie więcej niż z samego klasztoru.
-Chcesz pojechać tam sam?
-Tak.
Odwrócił wzrok w stronę Skulla.
-Te, panie maska! Masz jakieś trucizny w zanadrzu?
-Dla ciebie? Prędzej pozwolę się znów trafić strzałą

-To nie takie trudne.
Wstał z wozu i ściągnął z pleców swój łuk.
-Themo, daj spokój!
- Lepiej nie chowaj tego łuku, bo ja zdania nie zmienię
-Więc nie bądź takim bucem i chociaż życz mi powodzenia
-Powodzenia? Myślisz, że Fenor cie puści samego?
-I tak pojadę
-Bo co? Bo ktoś uraził twoje ego pozwalając nadal żyć. Jak żyję, nie widziałem jeszcze takiego upartego i dumnego osła
-Nazywaj mnie jak chcesz. Do zobaczenia.
- Pozwolisz mu tak po prostu odejść?

-To jego wola. Jeśli to dla niego takie ważne
-Myślałem, że zależy ci na członkach tej wyprawy
-Uwierz mi, znam pewne fakty i pozwolę mu jechać
Tę część dialogu prowadzili już przy stukocie kopyt konia dosiadanego przez Themo. Mknął on już w stronę zakonu.


Antras uśmiechnął się widząc na horyzoncie powracającego Themo. Jednak uśmiech zniknął dość szybko widząc co ów osobnik wyprawia. Ten bowiem puścił lejce i stanął na siodle, dalej utrzymując się na galopującym koniu. Zdjął z pleców swój łuk i wyjął z kołczanu jedną ze strzał. Nałożył ją na cięciwę i wycelował. Będąc coraz bliżej celu wypuścił pocisk dając mu mknąć w stronę Antrasa. Kultysta sięgnął po swój miecz, lecz nie zdążył zareagować odpowiednio szybko i strzała wbiła mu się w pierś zgodnie z zasadą zachowania pędu. Themo ponownie usiadł i zaczął hamować pędzącego konia. Kiedy prędkość była wystarczająco mała zeskoczył z niego na równe nogi i dobył miecza biegnąc ku rannemu kultyście.

Offline

#28 2015-03-07 16:33:13

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Okolice klasztoru
Antras wyciągnął strzałę z piersi i wyrzucił na bok. Z rany nie poleciała krew. Nie domyślając się prawdziwego powodu Themo uznał, że zbroja musiała być zbyt gruba. Antras dobył również swego miecza i chwycił go oburącz.
Antras: Zapomniałem już, że w strzelaniu nie masz sobie równych!
Ich klingi się zderzyły.
Antras: Syn marnotrawny powraca?
Themo: Ktoś musi skopać ci dupę.
Szczęk stali unosił się w powietrzu. Mimo, że Antras był mniejszej postury niż Themo jego ataki miały o wiele więcej siły i każdy kolejny skutecznie wyprowadzał wroga z równowagi. Themo zaczął się cofać, aż jego plecy napotkały korę drzewa.
Antras: Po co wróciłeś?
Powiedziawszy to wykonał szybkie poziome cięcie. Themo przetoczył się pod nim lądując za plecami rywala. Gdy tylko złapał równowagę wyprowadził szybkie pchnięcie pod pachę. Wiedział, że musi celować by zabić. Antras, mimo pancerza, który Themo uważał za ciężki skoro zablokował strzałę, odskoczył gładko na bok unikając ataku, który by go wykrwawił.
Antras: Czym mam cie obdarować?
Cięcie.
Antras: Cierpieniem?
Cięcie.
Antras: Bólem?
Pchnięcie.
Antras: Śmiercią?

Offline

#29 2015-03-07 23:47:30

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 40.0.2214.115

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Przed klasztorem


Themo parował wszystkie ciosy. Zignorował pytania przeciwnika. To była walka a nie jakiś wywiad. Odskoczył przed kolejnym cięciem bez ładu i składu. Przyszykował fintę na kolejne uderzenie. Tym razem ciął od góry. Wysoka pierwsza w zupełności wystarczyła by zablokować cios. Na dodatek ustawił ostrze lekko pod skosem i miecz przeciwnika zjechał po stali i wbił się w ziemie. Themo wykorzystał chwilę, kiedy Antras łapał równowagę. Jednak ustawienie ostrza w dobrej pozycji i wyprowadzenie kontrataku trwałoby zbyt długo. Z całej siły uderzył rękojeścią w okuty blachą czerep. Usłyszał głuche stuknięcie. Wykonał piruet i przemieścił się za plecy kultysty. Jednak przeciwnik również się odwrócił i wykonał poziome cięcie. Brakowało mu techniki. Albo ktoś wyżej nie uwzględnił żadnych technik wypisując tylko cięcia i pchnięcia. Więc następny autor uznał, że jednak Antras nie umie walczyć a swe braki nadrabia siłą i szybkością. I było to widać przy kolejnym cięciu na skos, prowadzonym od góry. Themo odskoczył, a kultysta ponownie stracił równowagę przeważony przez ciężar miecza. Wojownik wykorzystał to i wykonał szybkie pchnięcie celując w staw łokciowy, w łączenie zbroi, jeden ze słabych punktów. Słychać było szczęk metalu i ostrze przebiło się przez kolczugę w tamtym miejscu i utkwiło w ciele ofiary. Jednak niedoszła ofiara nie wypuściła miecza, jak to mają w zwyczaju normalni ludzie po trafieniu w to miejsce. Ochroniarz karawany widząc to wycofał się w jednym, długim skoku w tył. Przyjął postawę obronną i czekał na kolejny atak. Nie musiał długo tak stać. Kultysta oparł rękojeść miecza na piersi i zaszarżował z wystawioną do przodu bronią. Themo wystawił przed siebie prawą rękę. Taka szarża jest nie do sparowania, a biorąc pod uwagę szybkość szarżującego, unik też nie jest najlepszym wyjściem. Zostaje jedno. Antras zamiast trafić w cel zatrzymał się na magicznej tarczy. Nie walczył z nią, tylko przygotował się do następnego ruchu, by zaatakować tuż po tym, jak osłona zniknie. Zachowywał się, jakby znał Themo i jego zdolności. Lecz gdyby pamiętał wszystko dokładnie wiedziałby co się stanie. Otóż wojownik nie miał zamiaru czekać aż jego tarcza ustąpi i poleci na niego kolejny grad ciosów Za pomocą magii w lewej ręce odepchnął przeciwnika na dobre ze trzy metry. Korzystając z okazji wbił miecz w ziemię i dobył łuku. Szybko naciągnął strzałę na cięciwę i wystrzelił w Antrasa, który zdążył już wstać. Kultysta jednak nie dał się ponownie zaskoczyć. Strzała odbiła się od stali jego miecza i wbiła w ziemię kawałek dalej. Themo zarzucił łuk na plecy i ponownie dobył klingi. Szykowała się ponowna walka w zwarciu. Kultysta biegł z klingą trzymaną w prawej dłoni, ostrzem opartym o lewe ramię, by szybko i celnie wykonać skośne cięcie. Wytatuowany zaś trzymał miecz oburącz. Byli coraz bliżej siebie. Każdy mięsień był gotów do wyprowadzenia ciosu. W końcu weszli w obusieczne zasięgi swych broni. Themo wyskoczył i wykonał w powietrzu piruet tnąc płasko, prosto w szyję wroga. Wszystko wcześniej wyliczył. Obrót zwiększył energię kinetyczną ciosu. Wylądował na twardym gruncie. Antras nie spodziewał się tego. Ani tego, że jego wróg wyląduje tak, że zablokuje jego uderzenie. Bowiem byli zbyt blisko, tak więc zamiast rozpruć tułów, przedramię kultysty zatrzymało się na barku przeciwnika, a miecz przeciął jedynie powietrze. To też pokrzyżowało plany niedoszłej ofiary. Ze względu na ułożenie ciała miecz Themo nie trafił w szyję, a ześlizgnął się po ramieniu trzymającym broń i trafił pod pachę godząc jedynie w zbroję. Antras wykorzystał wolną rękę i uderzył Themo w twarz. Prosto w lewe oko, tam gdzie miał tatuaż. To go trochę zamroczyło i pod wpływem uderzenia odchylił głowę odsłaniając przy tym szyje. Kultysta złapał za odsłonięte gardło i mocno ścisnął. Themo stracił oddech, i tak już przyspieszony przez walkę. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Organizm podczas takiego wysiłku domagał się większej ilości tlenu, którego dostarczanie zostało na chwilę wstrzymane. Na ślepo wbił miecz w ciało wroga. Trafił, może przypadkiem, może miał szczęście, może autor mu sprzyja, prosto w dziurę w zbroi powstałą po strzale. Wwiercił się w środek ciała, aż napotkał opór stawiany przez tylną część zbroi. Jednak uścisk się nie zwolnił. Twarz Themo posiniała. Ostatkami sił użył odepchnięcia. To zwolniło żelazny chwyt i obaj padli na ziemię. Wojownik klęczał na ziemi łapiąc upragniony oddech. Jednak jego ciemiężyciel już się podniósł i wyjął z piersi wrogi miecz. Tamto ostrze pod wpływem magicznego pchnięcia przeszło na wylot. O dziwo nie było widać krwi. Wojownik chciał jeszcze trochę zyskać na czasie. Krew powoli przestawała pulsować w skroniach a oddech uspokoił się. Wyciągnął ponownie lewą dłoń. Jego wróg spodziewał się kolejnego pchnięcia, więc zaparł się o ziemię. Jednak zamiast fali uderzeniowej z tatuażu wydobył się błysk. Jeśli miało go to unieruchomić na niewielki ułamek sekundy to zdało egzamin. Jeśli przez to miał oślepnąć na dłuższą chwilę to nic z tego. Antras szedł powoli do wstającego Themo, który nie miał w pobliżu swego miecza. Został mu tylko łuk. Jednocześnie ładował pocisk i kroczył w tył, by zyskać trochę na dystansie. Poszła strzała. Niestety została odbita. Kolejna. Opuchnięte oko utrudniało mu celowanie. Ta trafiła cel. Lecz Antras kroczył dalej. W jego udo wbiła się kolejna. Nawet nie próbował ich odbijać. Wolną dłonią powyciągał ciała obce z ran. Themo pobiegł na jego flankę i ponownie oddał strzał. Jednak pocisk odbił się od hełmu. Jakby był zrobiony z mocniejszej stali. Czyżby to był klucz? Tak przynajmniej wydawało się walczącemu, skoro jego oponent nie przejmował się pociskami w ciele, a głowę chronił mocniej. Kultysa stwierdził, że koniec zabawy i zaszarżował. Jednak będąc tuż przed swą ofiarą znów został odepchnięty. Tym razem nie dał się zaskoczyć tą samą sztuczką. Zamiast wylądować na plecach zarył butami w ziemi i odsunął się może na pół metra. To wystarczyło Themo, by uciec spod katowskiego miecza i pobiegnąć po swój. Zarzucił łuk na plecy i znów stali naprzeciw siebie dzierżąc ostrza w dłoniach. Podbiegli do siebie w celu wymiany ciosów. Antras przejął inicjatywę i wyprowadzał chaotyczne cięcia i pchnięcia. Ochroniarz karawany machał mieczem robiąc różne finty i parady. Uderzenia stali zmieniały trajektorie ciosów. Trzeba było szybko to zmienić. Themo ustawił czubek swojego ostrza na trasie kolejnego cięcia. Tym razem nie chciał trafić we wrogi metal, lecz w dłoń. Plan powiódł się. Nadgarstek kultysty nadział się na ostrze. Wektory obu ciał zderzyły się. Dłoń z mieczem upadła na ziemię odłączona od reszty ciała. Teraz to Antras był bezbronny. Jednak nie użalał się nad sobą. Odwrócił się bokiem i barkiem wbił się w Themo. Kolce jego naramienników przerwały skórzany pancerz i ciało wytatuowanego. Gdy ten zrobił krok w tył wyciągając żelastwo, które zmieniło kolor na czerwony z jego tułowia pociekła krew. Kultysta patrzył się na odciętą dłoń. Kikut zaczął się wydłużać i powoli formował kształty odciętej kończyny. Proces regeneracji został przerwany przez kolejne magiczne pchnięcie. Tym razem nie prosto w niego, a spod dołu, prosto w podbródek. Skończyło się to zerwaniem hełmu i odsłonięciem twarzy Antrasa. Themo szybko zebrał w sobie resztkę sił. Adrenalina jeszcze nie opadła, teraz wręcz było jej największe stężenie w krwi, powoli opuszczającej żyły. Uderzył mieczem z góry. Zaskoczony kultysta oberwał prosto w czaszkę. Upadł na klęczki. Jednak jeszcze nie umarł. Rana była zbyt płytka. Uderzył kikutem w tułów zranionego wroga, co wzmocniło krwotok i spowodowało wypuszczenie miecza, który znalazł się na ziemi. Wojownik nie poddawał się. Tracił siły, więc też przeszedł z pozycji stojącej na klęczki. Wyjął z kołczanu strzałę i wbij ją w oko oponenta. Zadał mu cios pięścią w policzek. Pod wpływem tegoż uderzenia jego twarz odwróciła się. Themo rzucił się na przeciwnika powalając go na ziemię całkiem.  Leżał teraz na plecach, a na swej głowie czuł uścisk dłoni tego, który miał go teraz zabić. Wytatuowany zaczął tłuc wrogą głową o podłoże. Złapał za pobliski kamień i grad ciosów spadł na czaszkę leżącego nieszczęśnika. Kości zaczęły pękać, a krew tryskała we wszystkie strony chlapiąc przy tym ich obu. Zdeformowana twarz już w niczym nie przypominała tego, czym była poprzednio. Themo zsunął się z wroga i doczołgał do miecza. Sięgnął po niego i powrócił do celu. Położył go na gardle i trochę wbił, by się lepiej trzymał. Przystawił do ostrza lewą dłoń. Użył magicznego pchnięcia. Ostrze pod wpływem tej siły gwałtownie zsunęło się w dół przebijając skórę, mięśnie i kręgi. Oderwana od reszty ciała głowa potoczyła się kawałek dalej. Wycieńczony Themo osunął się na ziemię, obok truchła. Wszystkie siły go opuściły. Jednak zebrał w sobie resztkę mocy. Sięgnął za pazuchę. Wygrzebał z niej pudełeczko ze skrętami. Było przebite. Otworzył je i wysypał zawartość na ziemię. Wybrał z niej ocalałego szluga i wsadził do ust. Potarł krzesiwem o skałkę, a końcówka bibułki zapaliła się. Zaczął kaszleć, gdy tylko wciągnął dym, ale uspokoił to. Takie ruchy groziły jeszcze większym krwotokiem. Leżał teraz na ziemi wpatrując się w niebo. Nad nim unosiła się chmurka dymu tytoniowego.

Offline

#30 2015-03-08 01:06:52

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Przed klasztorem
Nagle wrota muru się otworzyły. Ze środka powolnym krokiem, w równym rzędzie wyszło siedmiu pokrytych płaszczami kultystów.
Skull: Chyba kolega Themo nie był jedyny.
Achaja: Szybko! Odciąć ich od rannego!
Karawana ruszyła do przodu tworząc mur między Themo a kultystami. Jednak żaden z zakapturzonych nie dobył broni. Nie wiadomo czy jakąkolwiek posiadali. Cała siódemka padła na kolana dotykając czołem ziemi.
Skull: A to coś nowego.
Kultysta: Waszmości, prosimy o łaskę. Pozwólcie nam zabrać ciało Antrasa i je pochować. Mistrz Andras był jedynym potomkiem Wielkiego Mistrza Artoriasa. Okażcie człowieczeństwo i nie pozwólcie by jego ciało zostało zjedzone przez okoliczne zwierzęta.
Fenor: Pogrzeb? Coś tu nie gra. Kim był ten Andras? I skoro chcecie go pochować, czemu nie miałby się zamienić w nieumarłego?
Kultyście popatrzyli po sobie.
Kultysta: Mistrz Andras był pół-człowiekiem, pół-demonem. Przez jego demoniczną połowę nie działa na niego klątwa Plagi.
Skull: Własny pogrzeb. Zazdroszczę mu.
Kultysta: Prosimy.
Achaja i Fenor popatrzyli na siebie.
Fenor: Niech będzie.
Rozstąpili się przed nimi udostępniając im bezgłowe ciało Andrasa. Sześciu wzięło ciało. Siódmy podszedł do Achaji. Wręczył jej obsydianowy medalion.
Achaja: Co to?
Kultysta: Nie wiem. Mistrz Andras kazał go przekazać temu wojownikowi.
Wskazał leżącego Themo.


Kilkanaście minut temu
Andras: Yaomu.
Yaomu: Tak, Mistrzu?
Wcisnął mu w dłoń medalion.
Andras: Ten wojownik na pewno tu wróci. Jeśli... sam nie wiem jak, ale jeśli jakimś cudem mnie zabije przekaż mu to.
Yaomu: Tak jest, Mistrzu. Jednak zabicie cie jest niemożliwe.
Andras: Za długo go znam. On umożliwia niemożliwe. Jednak nie mam zamiaru podać mu swojej głowy na srebrnej tacy.


Kultyści udali się na południe wraz z ciałem.
Fenor: Pół-człowiek, pół-demon. Niewyobrażalne.
Skull: Spokojnie staruszku. Nawet jeśli takie coś istniało już tego nie ma.
Achaja: Jednak pamiętacie co mówili kultyści. Gadali coś o jego ojcu.
Skull: To nie brzmi pocieszająco.


Południe
Kultysta: Co z ciałem Mistrzu?
Andras zakładał hełmy. Obok niego leżało martwe ciało kultysty pozbawione jakichkolwiek wnętrzności.
Andras: Spalić je.
Kultysta: Co z klasztorem?
Andras: Zostawić je. Udamy się do Skywood, do mego ojca. On zadecyduje jak postąpić w sprawie klasztoru.

Offline

#31 2015-03-08 11:14:07

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Smocze góry
Ruszył. Nie czuł nic poza gniewem. Nie widział nic poza celem. Nagle przed jego celem pojawiło się setki kultystów, jednak i to go nie zatrzymało. Wbiegł w tłum tnąc wszystko co ma przed sobą. Nic nie mogło powstrzymać tego co wrzało w nim. Nagle w biegu ktoś go złapał za rękę. Odwrócił się.
- Idź już, Art! - starzec powtórzył słowa trzymając go za rękę.
- Wiele Cię czeka! - przed Art'em niespodziewanie powiedział jego nauczyciel.
- Kiedyś Cię pokonam, Art! Czekaj na to! - niespodziewanie dopomniał Tall pojawiając się za nauczycielem. Jednak to nawet nie zdołało go powstrzymać. Wyrwał rękę, popchnął nauczyciela i Tallena, a potem ruszył. Nie stracił impetu, był już przy potworze i Patty. Nagle wszystko znikło, a Art'a złapała za szyje wielka łapa z przerażającą siłą. Demon był szybszy.
- Nic nie jesteś wart jako człowiek - podnosząc go w górę - jesteś małym gównianym człowieczkiem, który nie potrafi nic obronić. Nie jesteś w stanie nic osiągnąć...
- Za... ZABIJE CIĘ! - odpowiedział dławić się krwią.
- Czekam - rzucając go w skały.


Smocze góry, grota
Otworzył oczy, był przy ognisku. Leżał na starych ubraniach w ciasnej, ale długiej grocie. Przed ogniskiem siedziała postać. Była jednym z kultystów.
- Obudziłeś się w końcu - powiedziała postać, szybko zauważając przebudzenie.

Offline

#32 2015-03-08 23:36:14

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 40.0.2214.115

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor


Uczeni zaczęli opatrywać rannego Themo. Gdy zalepili rany załadowali go na wóz. Wtedy ktoś krzyknął, że nadchodzą nieumarli. W istocie, na dziedzińcu pojawiało się ich coraz więcej. Z jakiegoś powodu dopiero teraz wyszli ze schronień. Natychmiast w ich kierunku poleciała salwa strzał. Kilka padło, reszta zaś człapała się ku ludziom. Żołnierze dobyli broni i natychmiastowo ruszyli na dziedziniec, gdzie po krótkiej walce zrobili porządek. Następnie zaczęła się robota. Żołnierze układali stosy i podpalali ciała. Inni przeszukiwali resztę zabudowań, by usunąć zagrożenia. Ranni leżeli na wozach, które wprowadzono do środka i zamknięto bramę.

Nowe Harkween


Drzwi do karczmy otworzyły się wpuszczając tam nieco chłodu. Zaraz się zatrzasnęły. W środku siedziało sporo moczymord. Powolnym krokiem do środka wszedł zakapturzony mężczyzna. Cały margines społeczny co wieczór zbierał się w tym miejscu. Zwłaszcza w zimie, kiedy to większość domów nie jest ogrzana. Tajemniczy człowiek podszedł do lady i usiadł przy niej. Nie ściągał kaptura. Gdy położył dłonie na ladzie widać było, że na prawej dłoni nosi sygnet. Prowokuje los tym widokiem. Karczmarz spytał się co może mu podać. W ofercie miał tylko coś, co od biedy można było nazwać piwem.
-Szukam kogoś od brudnej roboty. Nie byle kogo. Zawodowca.

Offline

#33 2015-03-09 17:39:48

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Smocze góry, grota
Art spojrzał na mężczyznę. Mężczyzna podszedł do niego
- Jestem Damien, wstawaj - podając mu rękę, jednak Art bardzo ostrożnie ją chwycił - widzę po Tobie, że stoimy po tej samej stronie - dodając, jednak Art nie potrafił wykrztusić żadnego słowa - spokojnie, rozumiem. Zażyłeś Oksycytamabol. Odpocznij jeszcze chwilkę.
- Dam sobie radę - odezwał się niespodziewanie, co zaskoczyło Damiena - co tu robisz?
- Mój mistrz, Ulthus, wysłał mnie bym śledził demona. Jestem jego prawą ręką. Znam jego położenie, jednak nie zbliżam się. Czekam na mistrza - powiedział, nie znając prawdy. Wyruszył on w momencie, w którym jeszcze mędrzec żył. Zapadła chwilowa cisza.
- I zamierzasz tutaj czekać na niego - Art przerywając cisze - znasz chociaż jego położenie?
- Tak - przytakując Damien wyciągnął wielką mapę. Były na niej krwią zaznaczone miejsca oraz prawdopodobny obszar lub może gniazdo demona. Szybko jednak schował mapę.
- A czym jest ten cały... Oksycytamabol? - napomknął Art, zmieniając temat.
- Nie wiesz? Jakim cudem Ty...? - dodał zdziwiony pytaniem.
- Jestem nowicjuszem - szybko odpowiedział, ponieważ nie domyślił się, że mógł się wydać.
- To mikstura sporządzona na zasadzie zakrzepniętej krwi nieumarłego raz liści konopi. Niezwykle niebezpieczna w każdej postaci dla słabszych organizmów, a i dla tych mocnych jest śmiercionośna źle użyta.
- Jak to? - przerwał Art
- Używa się jej tylko wtedy, kiedy na ciało działa zastrzyk adrenaliny. Inaczej powoduje halucynacje oraz inne niepożądane efekty.
- A jak to działa? - kolejny raz przerywając
- Jeśli zostanie dobrze użyta, ciało użytkownika jest pozbawione czucia bólu oraz może wydobyć z siebie więcej, poprzez zniesienie naturalnego ogranicznika mięśni. Jednak to również powoduje ich zerwanie i często kalectwem - skończywszy Damien mówić, wstał i podłożył do ogniska. Zapadła kolejny raz cisza przerwana kolejny raz przez Art'a.
- Dużo wiesz - powiedział Art, wstając na nogi. Gdy Damien był odwrócony plecami do niego, zaszedł go. Chwycił miecz w rękę.
- Mówiłem, jestem prawą ręką mistrza. Wiem wszystko to co on - powiedział, mając już miecz przy gardle. Było już za późno.
- Nie wszystko - powiedziawszy ostatnie słowa do kultysty. Jego gardło zostało przecięte. Upadł w kałużę krwi. Był zdziwiony nastawieniem kultysty oraz tym, że nie był w stanie go rozpoznać.

Offline

#34 2015-03-14 14:53:25

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Nowe Harkween
Karczma
Po słowach wypowiedzianych przez nieznajomego karczmarz jakby się speszył. Pobliskie osiłki się bardziej nabuzowały.
Nieznajomy: Mam ponowić pytanie? Nie uwierzę, że w tej dziurze nie ma nikogo nie rozwiązującego "problemów".
Nadal cisza. Nieznajomy czuł na sobie gniewny wzrok pobliskich moczymord.
Nieznajomy: A, rozumiem. Nic nie zamówiłem. Karczmarzu! Podajcie to coś co nazywacie piwem.
Położył na blacie kilka monet. Karczmarz ostrożnie wziął pieniądze.
Karczmarz: Jeśli macie problem zawsze możecie zgłosić się do Czaszki Umarłego i...
Jego zdanie zostało przerwane grzmotnięciem pięści o blat lady. Najwyraźniej jeden z osiłków postanowił wyrazić swoje zdanie.
Osiłek: Zamknij mordę Bolek! A ty włóczęgo wypierdalaj skądś żeś przylazł!
Nieznajomy: Proszę, jednak umiesz mówić. A już myślałem, że twoje życie ogranicza się tylko do picia i pierdzenia.
Osiłek: Ciekawe czy nadal będziesz taki chojrak, jak zaczniesz zbierać zęby z ziemi.
Bolek: Żadnych rozrób w karczmie! Jak chcecie się bić to na zewnątrz!
Nieznajomy: Nigdzie się nie wybieram. To jak z tą Czaszką Jakąś?
Osiłek: Gówno! Nie chcemy tu fiutów, którzy ich wynajmują! Potem to zawsze nam się obrywa!
Nieznajomy: Nie będę prowadzić konwersacji z kimś kto nie odróżniłby piwa od szczyn.
Osiłek: Ty szmato!
Najwyraźniej moczymorda i jego towarzysze mieli gdzieś zakaz gospodarza. Dobyli pałaszy i wolnym krokiem ruszyli w stronę nieznajomego. Kiedy drogę zablokowała im...
Kobieta: Jeśli uszy ci szwankują mogę ci je przeczyścić sztyletem.
Osiłek: Coś ty powiedziała su...
I w tym momencie kiedy osiłek i jego banda się przyjrzała kim jest ó kobieta odskoczyli ze strachu jak jeden.
Osiłek: F-Fiona!
Fiona: Nie ładnie tak odstraszać nam klientów.
Osiłek: T-To nie tak.
Fiona: Nightmer.
Osiłek poczuł zimną stal na plecach. Jego koledzy wiedzieć co będzie dalej. Wybiegli szybko z karczmy.
Osiłek: P-Puśćcie mnie. Proszę.
Fiona: Nightmer.
Chłopak podrzucił kością. Cztery.
Nightmer: Masz szczęście. Chodź mało brakowało.
Fiona: Może źle zadałeś sobie pytanie. Zapewne brzmiało ono "Puścić go?". Zamień to po prostu na "Zabić go?" i po sprawie.
Nightmer: Nie można bawić się przeznaczaniem. Znikaj stąd.
Moczymorda szybko opuściła gospodę.
Fiona: Obsłużysz pana?
Rzut kością. Dwa.
Nightmer: Nie, jest twój.

Offline

#35 2015-03-21 00:43:52

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.89

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Nikt nie wie kiedy, nikt nie wie gdzie


Otoczenie było dość mocno zniekształcone. Dało się dostrzec kształt okrętu pośrodku morza. Wokół szum fal. Nieustający szum. Woda uderzała o burty statku. Zaczęło się robić coraz ciemniej. Człowiek stojący na rufie spojrzał w górę. Niebo przysłaniały czarne chmury. Zaczęły robić się coraz gęstsze. Na pokładzie zrobiła się wrzawa. Wszyscy biegali i wykonywali swoje prace. W oddali było słychać przytłumione krzyki.
-Sztorm idzie! Zwijać żagle!
Okręt zatrzymał się. Potem zaczął kręcić się wkoło. Fale robiły się coraz gęstsze i coraz mocniej uderzał w burty.
-Wyrzucić balast!
Wielki rumor. Oślepiający błysk i grzmot rozrywający bębenki.
-Zabezpieczyliśmy całą kaplicę. Jakie dalsze rozkazy?
Po pokładzie zaczęła ściekać woda. Jednak było jej coraz więcej. Zaczęły w niej pływać ciała, które razem z nią wylatywały za burtę. Człowiek stojący na rufie odwrócił się. W dłoni dzierżył obsydianowy medalion a w ustach miał zapalonego skręta, z którego ulatywał dym. Tylko on był już na statku. Reszta leżała twarzami do dołu. W jego nozdrza uderzył swąd palonych ciał.
-Dlaczego?
Zdało się słyszeć przez łzy.
-Dlaczego popłynąłem? Dlaczego opuściłem rodzinę?
-Drzwi od piwnicy są zaryglowane. Nie możemy ich otworzyć.
Ciała zaczęły wstawać i powoli iść w stronę człowieka. To nie byli już zwykli ludzie. Wyglądali, jak zwłoki odkopane po paru tygodniach. Przez szum fal przedzierało się niewyraźne pojękiwanie i charczenie.
-Drzwi poczekają. Zróbcie w jednej z kwater szpital. Wciąż traci krew. Chyba będzie trzeba operować.
Człowiek wyciągnął przed siebie dłoń. Wystrzeliła z niej fala wyrzucająca wszystko z pokładu za burtę. Razem z wodą i ciałami. Została tylko jedna postać zakuta w zbroje. Skręt wypadł mu z ust, które się otwarły i zaczęły jakby szeptać.
-On żyje...
-Chyba oprzytomniał, ale majaczy. Dajcie napar z jaskółczego ziela i przenieście go do kwater!
Na morzu zaczęła tworzyć się góra wody. Powoli pochłaniała okręt. Zakryła już postać w zbroi. W końcu i dosięgnęła człowieka. Stracił oddech. W głębi zobaczył wielką twarz. A właściwie czaszkę. Ze świecącymi na czerwono oczami. Spomiędzy zębów zaczął wydobywać się gaz. Czaszka osunęła się odsłaniając twarz ciemnowłosej kobiety.
-On żyje...
Potem ciemność.

Offline

#36 2015-03-21 04:41:52

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Przełęcz gdzieś na południu
Konie pędziły, a krzyki ich panów były niczym bicz. Jeźdźcy znali te tereny, nie pierwszy raz je przekraczali. Wiatr muskał ich skórę, z wyjątkiem tego, którego ciało było odcięte od świata poprzez metalowe warstwy zbroi. Ten, który nie czuł ani wiatru, ani bólu prowadził resztę. Jednak nie musiał nawet wydawać polecenia gdy cała grupa zaczęła zwalniać, aż w końcu kompletnie się zatrzymała. Zakuty w zbroję zsiadł konia, reszta poszła za przykładem. Na spotkanie grupie z cienia przełęczy wyłoniła się liczniejsza grupa. Członkowie liczniejszej grupy byli identycznie odziani http://fc09.deviantart.net/fs71/i/2012/ … 4uzk7y.jpg . Było ich dziesięciu oraz jeden wyróżniający się, którego każdy idiota skojarzyłby z liderem ów grupy http://fc04.deviantart.net/fs70/f/2014/ … 78fq9t.jpg . "Antras!", zawołał. Po chwili się uścisnęli.
Antras: Zang, dobrze cie widzieć.
Zang: Myślałem, że twój ojciec przydzielił ci pilnowanie klasztoru.
Antras: Przejęty. Ruszam do twego Mistrza by dowiedzieć się co dalej.
Zang: Nie radziłbym ci tego robić.
Antras: Co się stało.
Zang zaczął nerwowo chodzić to w jedną, to w drugą stronę.
Zang: Wczoraj spotkałem się z Sefem. Dowiedział się od Anais, że kultyści są na skraju upadku.
Antras: Niech zgadnę. Ulthus?
Zang: W końcu się doigrał. Ale pociągnął za sobą do grobu wielu naszych braci i sióstr. Nie warto martwić twego ojca stratą klasztoru.
Antras: Co proponujesz?
Zang dał gest dłonią a jego ludzie jak jeden uderzyli orężem w ziemię i ryknęli groźnie.
Zang: Zostaw to nam.

Offline

#37 2015-03-22 02:35:16

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.101

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor


Themo leżał nieprzytomny na jednym z łóżek. Obok niego był Fenor i dwóch innych uczonych. Przygotowywali się oni do operacji. Leki znieczulające zostały podane, a rany i narzędzia odkażone. Zbroja leżała na podłodze, a krew nadal ciekła z odkrytych ran. Twarz wojownika znacznie pobladła. Fenor wziął w dłoń skalpel i poszerzył ranę, by dojść do uszkodzonych organów. Otwory sięgające w głąb ciała nie był głębokie. Po wstępnej ocenie uczeni doszli do wniosku, że to nie organy wewnętrzne zostały uszkodzone, a ważniejsze żyły. To znacznie ułatwiało leczenie. Krew była ciemnoczerwona, co nie świadczyło o przerwanych tętnicach. W kilku słowach: Themo miał wielkie szczęście. Medycy podwiązali uszkodzone naczynia krwionośne za pomocą nici z baranich jelit. Następnie też zszyli je razem. Za pomocą rurek, które napełnili krwią za pomocą odciąganego tłoka, odessali nadmiar krwi z jamy brzusznej. Teraz pozostało tylko zasklepić rany. Przemyli je wodą z octem w celu ponownego odkażenia. Teraz nie wywiąże się żadne zakażenie. Do zszycia ponownie użyto nici z baranich jelit. Po wszystkim nałożono maść leczniczą i owinięto tułów bandażami.
      W tym czasie reszta ludzi przeszukiwała teren klasztoru. Inni z kolei rozkładali obóz wewnątrz kwater i kaplicy. Dzięki zabudowaniom nie będą musieli nocować na zewnątrz. Uczeni nie chcieli marnować czasu, więc od razu wzięli się za przeglądanie ksiąg i robienie notatek. Przeszukany został również magazyn w którym znaleziono zapasy zgromadzone przez kultystów.

Offline

#38 2015-03-22 11:57:32

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor
Skull: Wiemy w ogóle czego szukamy?
Fenor: Konkretnie? Nie. Jednak w tych księgach jest więcej wiedzy niż we wszystkich ostałych archiwach na tym świecie razem wziętych. Jeśli mamy dowiedzieć się czegoś o Pladze to odpowiedzi znajdziemy właśnie tu.
Skull: Na waszym miejscu bym się śpieszył.
Fenor: Skąd ten pośpiech?
Skull odwrócił się plecami do uczonego i ścisną martwą dłoń.
Skull: Przeczucie.


Dzień drogi od klasztoru
Zang: Pozbędziemy się intruzów Antraście. Po to twój ojciec nas powołał, byśmy rozwiązywali niechciane problemy.
Antras: Nie mam nic przeciwko temu pod warunkiem, że zobaczę w akcji Salamandrę.
Zang zaśmiał się.
Zang: Aż mnie pali do tego.

Offline

#39 2015-03-22 20:03:42

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Smocze góry, grota
Ognisko tliło się coraz słabiej puszczając w grocie cień na martwe ciało kultysty. Kałuża krwi mieniła się lekko odbijając twarz Art'a, który stał chwilę w bezruchu wpatrzony w czerwoną plamę. Jedynie przygasający taniec światła ogniska do rytmu wiatru się poruszał. Nawet jego oddech na chwilę ucichł. Stał, a w jego głowie toczył walkę sam ze sobą - sam z uczuciami i czuł, jak zaczyna w niej przegrywać. Powoli w jego głowie zaczynały pulsować uczucia - gniew zaczynał brać rządzę nad nim. Spływało to powoli od głowy po stopy, w każdy jego najmniejszy kąt ciała, w każdy centymetr. Jego ręce z kamiennych stały się drżące, źrenice powiększyły, a oddech nagle przybrał na sile. Ciało zaczynało wpadać w dezorientujące uczucie gniewu, bezradności i żalu. Dezorientacja, która go teraz przenikała całkowicie sparaliżowała jego ciało. I gdyby nie gasnące ognisko całkowicie przygaszone jednym z podmuchów - Art by tak stał przechodząc z agonii emocjonalnej na paraliż wszystkich bodźców i emocji jakie ma.
Upadł na kolana, a przynajmniej tak mu się wydawało. Położył ręce na kolanach, a po chwili zabrał się za ponowne rozpalenie ogniska. Obok niego było jeszcze drzewo, które było wilgotne, jednak bardzo dobrze się paliło, a problemów z rozpaleniem nie miał ze względu na to, że ognisko dopiero co zgasło. Ogień po kilkunastu minutach błyskał w grocie, a on sam zapatrzył się w jego taniec, który przypominał mu walkę. Coś, co go ratuje, a jednocześnie niszczy.
Zapatrzony i zamyślony zapomniał o wszystkim co jest w okół niego. W jego głowie jednak zaczął słyszeć krzyk, przeraźliwy krzyk. Wybudziło go to z transu. Za nim był Damien - kultysta powrócił jako nieumarły i stał już za Art'em, który zdezorientowany w pierwszym ruchu odskoczył w przód nad ogniskiem i dosięgnął miecza. Miecz momentalnie przebił czaszkę nieumarłego na wylot, a on sam upadł tak jak wcześniej. Do groty zawiał kolejny silny podmuch wiatru. Teraz zachował rozsądek i pochylił się przed ciało i ułożył je przed ogniskiem.
Art przez ponad godzinę przerabiał ubranie kultysty by ocieplić swój strój. Wiedział, że przed tym co go czeka nie będzie odwrotu i musi się przygotować. Po skończeniu zauważył, że nastała śnieżyca. Tak też resztę odzieży wykorzystał do prymitywnego przykrycia, a ciało wyniósł przed grotę. Wiedział, że takie ciało będzie jego zapach również zabijało.


Ranek był szary, ale śnieżyca ustała. Art usiadł przed ognisko, które już całkiem przygasło i zjadł nieco z zapasów, które posiadał kultysta. Przygotował i sprawdził również ekwipunek. Po godzinie był w stanie już wstać. Stanął przed wyjściem z groty i spojrzał na kierunek, o którym mówił Damien. Wiedział gdzie szukać. Znał cel, ale nie znał uczuć. Tak i ruszyła pierwsza noga, a za nią kolejne kroki.
- Czas ruszać, czas spróbować dokończyć chociaż jedną rzecz - dodał sam do siebie, cicho, ale pewnie, jak ślady, które zostawiał idąc po swój cel.

Offline

#40 2015-03-23 01:37:26

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.101

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor


Słońce chyliło się już ku zachodowi. A o tej porze roku zachodziło znacznie wcześniej, przez co dzień był zbyt krótki. Toteż uczeni dalej siedzieli w bibliotece przy świecach. Księgi były dobrze zachowane. Widać, że te mury były święte dla kultystów i dbali o wszystko, co znajduje się wewnątrz. Dodatkowo żołnierze wszystko wysprzątali po przybyciu. Teraz gdyby nie odległość od miasta, klasztor stałby się dobrą twierdzą na północy. Być może w przyszłości tak się stanie, że to właśnie klasztor będzie ostatnim bastionem ludzkości. Ale póki co ludzkość miała swój Bastion i nie potrzebowała dodatkowego miejsca do utrzymania.
Na dziedzińcu postanowiła odpocząć Achaja. Jak i większość uczestników. Pierwsza noc w tych murach nie będzie łatwa, ale na pewno o niebo lepsza niźli pod gołym niebem. Pani pułkownik siedziała na ławce i trzymała w dłoniach skórzaną paczuszkę z dziurą na środku. To była ta, która wypadła Themo po walce. Nadal były na niej ślady krwi. Za pomocą paznokci odczepiła nienaruszoną skałkę do odpalania z użyciem krzesiwa. Jej prace zostały przerwane przez żołnierza, który kroczył w jej stronę z miską zupy. Dziś mogli pozwolić sobie na ciepły posiłek. Teraz skorzystali z magazynu kultystów wybierając te produkty, które zbyt długo nie pozostaną świeże. Tak więc trafiła im się jarzynowa z kawałkami suszonego mięsa. Typowa wojskowa potrawka na podniesienie morale. Śnieg skrzypiał pod stopami strażnika. Wręczył on swojej obecnej dowodzącej drewnianą misę z takową łyżką. Achaja podziękowała i przyjęła podarunek. Zabrała się za konsumowanie co jakiś czas spoglądając na drzwi do kwatery, gdzie leżał Themo.
Themo jednak nie miał zamiaru wstawać. Środki, którymi został nafaszerowany przed operacją przestały już działać. Krwawienie ustało, jednak organizm musi z czasem zregenerować uszkodzone komórki i odtworzyć te utracone. Mimo pomocy uczonych ten proces jednak trochę potrwa i wygląda na to, że wojownik spędzi w tej kwaterze cały pobyt w klasztorze. Może to i dobrze. I tak nie ma nic do roboty, a jakby wszyscy uczestnicy musieliby się z nim użerać i słuchać tych chamskich odzywek, niejeden nie wyrobiłby psychicznie. Więc spokojnie leżał sobie na łóżku drzemiąc w najlepsze. Przynajmniej odeśpi wszystkie nieprzespane noce i uniknie wart.

Offline

#41 2015-03-23 19:31:57

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Karczma
Słońce już dawno zaszło, a niebo pokryło się gwiazdami. Ciepło paleniska nie pozwalało chłodnej nocy wedrzeć się do rozśpiewanej i roztańczonej karczmy. Ludzie pili, jedli śmiali się i śpiewali. Nie był to byle jaki dzień. Jeden z żołnierzy dostał awans na komandora i przydzielono mu własny oddział. Nie ma lepszego sposoby na zaciśnięcie więzi niż nocna impreza w karczmie. Przyjaciel komandora, Venomiusz niósł dla swego przyjaciela, ***** kolejny kufle piwa. Grzmotną nim głośno o stół i posunął do towarzysza broni.
Venomiusz: Twoje zdrowie, *****!
*****: Coś taki miły? Założę się, że naplułeś albo naszczałeś do tego!
Powiedział śmiejąc się, po czym odchylił krucze loki z twarzy i zaczął łykać alkohol. Zabawa trwała. Kiedy po kilku godzinach było już spokojnie a większość spała na podłodze ostali się tylko Venomiusz i *****. Ledwo trzymali się krzeseł.
Venomiusz: Szkoda, że każdy dzień nie może być taki jak ten.
*****: Wolałbym nie. Gdyby Viktoria musiałaby mnie oglądać codziennie w takim stanie stracilibyście komandora.
Venomiusz: Przesadzasz ****. Twoja siostra to miła i wrażliwa ko...
*****: I tak nie zamoczysz.
Obydwaj się roześmiali.
Venomiusz: Wszyscy wiedzą, że niedługo sam dostaniesz awans. Jesteś najlepszym żołnierzem jakie te przeklęte oddział specjalne kiedykolwiek miały.
*****: Chyba alkohol za mocno namieszał ci w głowie. Życie nauczyło mnie, że zawsze znajdzie się ktoś lepszy od ciebie.
Venomiusz: Jednak do czego zmierzam. Zrobisz karierę wojskową, to pewne. Nie powinieneś zacząć rozglądać się za jakąś kobitą? No wiesz. Założyć rodzinę i te sprawy.
Jego odpowiedź była błyskawiczna i zimna.
*****: Nie w tym życiu.
Venomiusz: Hę? Nie mów mi, że jesteś homo! O mój boże! Upiłeś mnie a teraz się mną zajmiesz!
*****: Fantazjuj dalej.
Venomiusz: Więc w czym problem?
*****: Nie zrozum mnie źle. Nie mam nic przeciwko znalezieniu w życiu "Tej jedynej". Jednak rodzina oznacza dzieci.
Venomiusz: Chcesz powiedzieć, że twoje łososie nie płyną w górę rzeki?
*****: Co? Nie! A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Po co miałbym krzywdzić to dziecko sprowadzając je na ten świat.
Prawdopodobnie alkohol był odpowiedzialny za wzmocnienie emocji do tego stopnia, że ***** zaczął ronić łzy.
*****: Świat, w którym nie ma poczucia bezpieczeństwa. I jeszcze ta cholerna polityka. Zanim bym się obejrzał zabrali by mi je. Miałbym pozwolić by urosła w nim nienawiść do tego świata tak jak u ojca. Nigdy. Nie życzę żadnemu dziecku naszego losu.


Klasztor
W kościanej masce, znów rozpaliło się światło. Skull zorientował się, że przysnął. Jednak gdy wyjrzał na zewnątrz pogoda się nie zmieniła. Jego drzemka nie trwała nawet godzinę. Ujrzał Achaję na dziedzińcu. Odruchowo sprawdził pas. Odnalazł ręką estok oraz zabandażowaną ranę po strzale. Wziął kilka głębokich wdechów i wyszedł na spotkanie Pani pułkownik. Achaja właśnie skończyła zupę.
Achaja: Skull? Trzeba ci czegoś?
Skull: Owszem.
Skull dobył ostrza. Wyraz twarzy Achaji się nie zmienił.
Achaja: Mam zgadywać czy sam wyjaśnisz?
Skull odsunął się klika kroków od niej po czym zaczął powoli kręcić mieczem w dłoni.
Skull: Wiele o tym myślałem. W Bastionie powiedziałaś, że dokończymy nasz niedoszły pojedynek. Natomiast w lesie gdy zażartowałem, że żaden z twoich adoratorów nie dorównał ci w szermierce przyznałaś mi rację. I miałaś rację. Po co ci mężczyzna, który nie dałby rady cie obronić.
Achaja odłożyła talerz i wstała.
Achaja: Poczekaj. Czy ja dobrze rozumiem? Oferujesz mi coś w swego rodzaju randkę?
Skull: Owszem.
Achaja uśmiechnięta dobyła broni.
Achaja: To najbardziej wzruszająca rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam.
Skull: Czyli twoimi adoratorami naprawdę musieli być jedynie żołnierze.

Offline

#42 2015-04-04 18:53:39

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.118

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Achaja odłożyła miskę i szybko dobyła kosy. Jednym ciosem odbiła estoka i znalazła się przy Skullu. Spojrzeli sobie w oczy. Potem odskok i krótkie starcie. Pułkownik ze względu na swą broń trzymała przeciwnika na dystans skutecznie parując wszystkie uderzenia i wyprowadzając kontrataki. Walka była wyrównana. Żołnierze wstali z miejsc i podziwiali pojedynek. Niektórzy nawet zaczęli robić zakłady. Powietrze przerzedzał dźwięki zderzającej się stali. Achaja zmieniła strategie. Zauważyła, że próba zmęczenia sparing partnera nic nie da. Więc wykonała obrót niczym w tańcu, machając kosą w celu zmylenia. Udało jej się. Skull spróbował sparować powietrze. To dało jej ułamek sekundy przewagi. Wykorzystała go jak najlepiej. Skróciła dystans odpychając dłoń trzymającą estoka za pomocą rękojeści swej broni i wyciągnęła krótki miecz. Znalazła się kilka centymetrów od Skulla z wyciągniętym ostrzem skierowanym w jego podbródek.

Offline

#43 2015-04-04 19:29:22

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor
Pojedynek zdawał się być skończony. Jednak nie dla Skulla. Jego cel nie został jeszcze osiągnięty.
Dlatego rzucił się do przodu. Odchylił głowę na bok i odepchną nią ostrze. Podczas szarży wypuścił estoka z ręki. Złapał rywalkę i pociągnął ją razem ze sobą na grunt brukowanego dziecińca. Założył jej chwyt. Achaja leżała plecami na Skullu. Siłowali się. Skull nie podejrzewał takiej trudności w siłowaniu się z kobietą. Jednak mimo wszystko ciężko jest założyć komuś chwyt korzystając z tylko jednej ręki. Ich głowy były blisko siebie, mimo, że głowa pułkownik była odwrócona. Skull zaczął szeptać do jej ucha.
Skull: Nikomu.
Achaja niezbyt dosłyszała. Szept ledwo się przebijał przez kibicowanie.
Achaja: Co?
Skull: Spójrz na nich. Nikomu z nich nie możesz ufać. Nie ważne czy są to twoi ludzie, nie ważne co ci przysięgali. Nikomu!


Kilka lat temu
Krew. Tyle krwi. Wpływała mu do oczu. Chciał je zamknąć. Zamkną tylko jedno. Czemu, do cholery? Krew w oku nie jest niczym przyjemnym. Czemu lewe oko się nie zamyka. Ah, tak. Nie miał powieki. Jak i większej ilości skóry w tamtej okolicy. Mógł sobie tylko wyobrażać jak strasznie musiała się to oko "rzucać w oczy". No co? To było zabawne! Nie?
Skull: Sef! Ty skurwielu! Gdzie jesteś?!
Był niedaleko, ale ta cholerna krew utrudniała widzenie. Jednak wiedział, że były też dobre strony. Nie widział ciał. Jego ludzie. Jego oddział. Jego przyjaciele. Wszyscy martwi. Z wyjątkiem jednego, który już nie był przyjacielem.
Skull: Potnę cie na kawałki Sef! Słyszysz mnie! Twoja śmierć będzie powolna! Będziesz czuć gniew tych, których zdradziłeś!
Gwiazdy. Widział gwiazdy? Tak. Uderzenie w czerep było tak mocne, że przez chwilę, owszem.
Poczuł potężny uścisk na lewej dłoni. Ktoś do podniósł, ciągnąc za tą kończynę. Widział olbrzyma.
Skull: Sef?
Artorias: Nie.
Mimo, że to nie Sef go trzymał, to stał obok olbrzyma.
Skull: Będziesz, żałować dnia,... w którym ta myśl... przyszła ci do... głowy.
Sef: Ciszej, "komandorze". Powinieneś czuć się zaszczycony. Dzięki tobie mój mistrz będzie o krok bliżej do uczynienia mnie istotą boską.
Skull: Boską, to będę mieć przyjemność... kiedy cie wypatroszę!
Sef: Jesteś krótkowzroczny. Tak jak inni durnie. Nawet nie wiesz jak rzygać mi się chciało od waszego towarzystwa.
Skull: Wkrótce... będziesz rzygać krwią...
Artorias: Pogadacie sobie po drugiej stronie. Jednak trochę na niego poczekasz żołnierzu.
Po czym ścisnął dłoń Skulla jeszcze mocniej. To nie był zwykły fizyczny ból. Dłoń zaczęła świecić się kolorem płomieni. Skull zaczął wyć z bólu. Nie chciał krzyczeć. Nie dlatego, że był zbyt dumny, ale wiedział, że sprawia to radość Sefowi. Jednak nic nie mógł zrobić. Ból był zbyt mocny. Jego agonalny krzyk rozsadzał mu struny głosowe.


Droga do klasztoru
Antras: Kiedy zaatakujemy.
Zang: Kiedy zbadają klasztor.
Antras: Co?
Zang: Nie mów, że nie chciałbyś poznać jego sekretów. W normalnych warunkach nie wspomniałbym o tym, ale teraz. Pomyśl co tam może być. Twojemu ojcu zawsze można powiedzieć, że nie zdążyliśmy na czas.
Cisza
Antras: Kusząca oferta.

Offline

#44 2015-04-05 00:06:07

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.118

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

-A może mogę ufać komuś, kto trzyma mnie przy ziemi?
Wykorzystała chwilę nieuwagi i wydostała się z uścisku. Przewróciła Skulla na plecy i siadła na nim okrakiem. Złapała za szyję. To wywołało euforię wśród tych, którzy na nią postawili. Inni z kolei dopingowali wyrywającemu się zabójcy. Każde szarpnięcie skutkowało umocnieniem uścisku tak, że nawet maska nie pomagała. Jednak Achaja nieco rozluźniła dłonie, by nie zabić towarzysza. Przybliżyła swą twarz do maski. Nieco się uśmiechnęła.
-Jednak wolę taką pozycję.
Jednak ten uśmieszek szybko zniknął z jej twarzy i powróciła groźna mina.
-Teraz powiedz o co ci chodzi.

Offline

#45 2015-04-05 01:33:08

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 36.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor
Skull: O co mi chodzi? Co z nią jest nie tak? Najwyraźniej tak ufa swoim ludziom, że nigdy nie podejrzewałaby ich o zdradę. Piękne ale naiwne. Nie sądziłem, że to kiedyś przyznam, ale szkoda, że nie ma odrobiny charakteru Themo.
Wyszeptał
Skull: Za dużo oczu.
Po czym stalowe szczęki maski rozwarły się ulatniając gęstą niczym mleko mgłę. Nic tylko ciemno jak w dupie u białasa. Achaja poczuła dotyk. Ręka Skulla złapała ją za plecy po czym przecisnęła, a Achaja nachyliła się bardziej. Luz pomiędzy ich twarzami wynosił tylko kilka centymetrów.
Skull: Mówisz poważnie? Mówię ci byś nikomu nie ufała, a ty przy nich chcesz bym wyjaśniał o co chodzi?
Achaja: A dlaczego mam tobie ufać?
Skull: Nie powiedziałem, że masz mnie ufać i nie obchodzi mnie czy mi ufasz. Wystarczy mi, że mogę zaufać tobie.
Achaja: Dlaczego sądzisz, że możesz mnie zaufać, skoro przed chwilą mówiłes, że nie można nikomu ufać?
Mózg rozjebany.
Skull: Jest kilka przesłanek. W lesie mogłabyś pozwolić mi umrzeć, nie zrobiłaś tego. Ale to mógłbyć przypadek. Ale ten pojedynek? Przypadkowe wbicie sztyleta w tułów kiedy odchylałem go czerepem bądź uduszenie? Wypadki się zdarzają podczas pojedynków. Nikt by cie nie oskarżał.
Achaja: Teraz moim celem jest ochrona uczestników ekspedycji, a ty się do nich zaliczasz.
Skull: Rozumiem, że twe zamiary są szlachetne lecz, nie oczekuj, że ich również.
Achaja: Znam większość osób tutaj. Ty się do nich nie zaliczasz.
Skull: Powracasz do kwestii zaufania mi. Już mówiłem. Nie wymagam tego od ciebie. Jednak nalegam cie byś w przypadku reszty zapomniała o przeszłości i traktowała ich z dystansem.
Achaja: W każdym z nich jest coś niepokojącego. W tobie również. I coś... intrygującego.
Na te słowa Skull się nieco speszył.
Skull: To... komplement?
Achaja: Jeśli tak to odebrałeś to proszę bardzo.
Milczeli. Mgła powoli opadała.
Achaja: Może mnie już puścisz?
Mimo, że mgła wciąż trwała, Skull zaczął dostrzegać kształty. I dopiero teraz zobaczył jak ciało Achaji (boobs) styka się z jego. Spomiędzy stalowych szczęk wyprysnęła krew. K.O. Nokaut.
Achaja: Skull?
Ale on już odpłynął.

Offline

#46 2015-04-05 21:14:30

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Smocze góry
Ruszył powoli z groty znając cel. Ślady zostawiał za sobą powoli, śnieg utrudniał znacznie drogę, jednak było też bezpiecznie ze strony nieumarłych. Słyszał jedynie szum, który budził go z burzy w jego głowie. Burza jednak łagodziła ból z jakimi zmagały się jego oczy. To było jego pierwsza zima poza murami, pierwsze jego starcie z naturą. Tonął w śniegu, powoli zaczynał przemarzać, a jego oczy coraz bardziej mu dokuczały. Tak więc jego droga nie była długa - musiał zrobić coś z tym. Po kilku godzinach takiej drogi, sam wiedział, że dalej już nie przejdzie. Zatrzymał się, rozglądnął się wokół, a tam widział tylko puste pola śniegu, kilka drzew oraz w oddali stare ruiny Skywood.

Offline

#47 2015-04-06 15:31:41

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.118

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor

Wiwaty. Niektórzy ucieszyli się na zwycięstwo pani pułkownik. I zgarnęli fanty z zakładów. Jednak radość przerwali uczeni. Gdy zorientowali się w sytuacji udzielili surowej reprymendy Achai za nieodpowiedzialne zachowanie. Może i był to towarzyski pojedynek, jednak nie wpłynął on dobrze na stan uczestników ekspedycji. Zwłaszcza jednego. Zebrano nieprzytomnego Skula i odniesiono go do kwatery. Achaja została wyznaczona na całonocną wartę, więc zamiast odpoczywać po podróży chodziła po murach klasztoru i wypatrywała zagrożeń. Na szczęście ta noc minęła spokojnie.

Ranek

Wszyscy wstali, zbiórka, ładnie, pięknie, sielanka, śniadanie, przydział obowiązków, duperele. Minęła jakaś godzinka, może dwie. Jakiś żołnierz podbiegł do Fenora meldując mu:
-Otworzyliśmy przejście do podziemi.
-Doskonale. Postawcie tam straż. Nie wiemy co może czaić się w tych piwnicach. Ja zajmę się ustalaniem składu, który tam wejdzie jako pierwszy.
Fenor wstał od stołu zawalonego pergaminami i książkami z biblioteki i zostawiając przy nim dwóch innych uczonych wyszedł na dziedziniec. Stanął przy wejściu do klasztoru i rozglądał się myśląc, kto nadawłby sie do zbadania lochów. Wiedział, że na początek musi posłać żołnierzy, by uczeni mogli tam spokojnie zacząć pracę.

Offline

#48 2015-04-06 16:08:35

Xalex02
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 74
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Klasztor
Na dziedzińcu dołączył Skull.
Skull: Więc to prawda? Znaleźliście wejście do podziemi?
Fenor: Owszem. Domyślam się, że chcesz być w grupie infiltracyjnej.
Skull: Obydwaj dobrze wiemy, że nie dołączyłem do tej wyprawy ze względu na pieniądze.
Fenor: Wiemy.
Fenor uśmiechnął się.
Fenor: Ja jednak myślałem, że dołączyłeś ze względu na pułkownik Achaję. Twój wczorajszy krwotok był tego niezłym przykładem.
Skull zesztywniał.
Skull: Bzdura. Ten krwotok był spowodowany niczym innym jak ranną postrzałową.
Fenor: Jeśli chcesz zostaniemy przy takiej wersji.


Kilka lat temu
Skull: Po prostu powiedz mi gdzie jest Sef.
Ulthus: Nie dysponuję taką wiedzą.
Skull: https://www.youtube.com/watch?v=WlTDJq3KfUM
Ulthus: Nie interesuje mnie ten zadufany w swojej mocy idiota.
Skull: Jedyną moc jaką ma to kłamanie w żywe oczy.
Ulthus: Może kiedyś. Jednak teraz odradzałbym ci spotkanie z nim. Twój przyjaciel, Sef wraz z niektórymi innymi kultystami został obdarowany specjalnym darem przez naszego mistrza.
Skull: Myślisz, że przestraszę się bo dostał jakiś nowy miecz czy inny artefakt?
Ulthus: Miecz? Artefakt? Chodzi ci niby o jakiś pierścień bądź amulet? Nie rozśmieszaj mnie. A zresztą. Pewnie i tak byś mi nie uwierzył. Jeśli kiedyś spotkasz go w przyszłości przypomnisz sobie tą rozmowę.


Klasztor
Skull: Cokolwiek to jest, w podziemiach będą odpowiedzi.
Kilka godzin później grupa infiltracyjna pod dowództwem pułkownik Achaji wyruszyła do podziemi klasztoru. O dziwo podróż poszła spokojnie. Nie natrafili na żadne niebezpieczeństwa.
Po kilkunastu minutach przechodzenia przez ciemne korytarze dotarli do czegoś co można było nazwać archiwami. Było to wielkie pomieszczenie, niczym sala balowa. Jednak nie było puste. W środku było mnóstwo szaf z księgami, stołów z aparaturą alchemiczną oraz kto wie z czym jeszcze. Nie było widać końca sali ani co skrywa.
Skull: Spójrzcie na te księgi. Zapewne nikt nie powstrzyma uczonych przed wejściem tutaj jak tylko się dowiedzą o tym znalezisku.
Achaja: Zbadajcie to miejsce. Tylko ostrożnie. Trudno uwierzyć by tak cenne pomieszczenie było pozbawione zabezpieczeń.
Skull: Sugerujesz pułapki?
Achaja: Niewykluczone.
Skull: Mało prawdopodobne. Aktywacja pułapek mogłaby zniszczyć zawartość tego miejsca. Skoro nie natrafiliśmy na żadne w drodze tutaj, raczej już ich nie zobaczymy.
Achaja: Ostrożności nigdy za wiele.
Grupa się rozeszła. Skull wraz z kilkoma żołnierzami odnalazł schody na wyższy poziom.
Skull: Nie skończyliśmy sprawdzać dołu a już chcemy iść na górę. Panowie pozwolę, że sam zacznę przeszukiwać to piętro. Dołączcie do mnie jak sprawdzicie dół.
Oczywiście usłuchali. Miał teraz nieco czasu na samotne poszukiwania. Zaczął przeglądać pułki. Oprócz ksiąg było tam trochę kamieni i innego złomu. Jego wzrok natrafił na fiolkę z przezroczystym płynem. W środku pływało oko, jednak nie było ludzkie. Było czerwone z dziewięcioma czarnymi plamkami, które były rozmieszczone na trzech kręgach oka. Skullowi od razu nie przypadło do gustu. Zrzucił fiolkę na podłogę, która się stłukła, a następnie zdeptał oko.
Skull: Obrzydlistwo.
Szukał dalej.

Offline

#49 2015-04-07 17:23:19

Crayon00
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 53
Windows 7Firefox 37.0

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Bastion, sala tronowa
Sala tronowa króla, który przybrał tytuł króla E'Kona. Siedział on na tronie, a wokół niego rozchodziło się prostokątnej budowy pomieszczenie, bardzo długie, ale jednocześnie niewąskie. Pomieszczenie było również niesamowicie ozdobione. To jakie wrażenie robiło nie jest do opisania porównując je do świata poza murami. Z ścian wylewały się ozdoby, obrazy oraz rzeźby. Było to jedyne takie miejsce już na tym świecie, gdzie człowiek mógł całkowicie odciąć je od świata.
Obok samego króla stało dwóch członków oddziałów specjalnych, po sali przechadzało się kilku strażników. Król wiedział jakim miejscem jest Bastion - było niemożliwe do zdobycia w obecnych czasach. Jego charakterystyczna i przemyślana budowa uniemożliwiała zdobycie zamku nawet dla małej armii. Tak więc nie przykładał dużej uwagi do ochrony samego budynku. Skupiał się na murach zamku.
Król siedział na tronie w ciszy, był to czas na naradę, którą robi równo co tydzień. Każda taka narada tak naprawdę była tylko podsumowaniem całego tygodnia, a rzadko czymś więcej. Prawda jest taka, że nie mógł wraz ze wszystkimi na raz nic ustalić. Największym minusem jego rady była jej niejednolitość - każdy chciał wszystko rozwiązać inaczej, innymi środkami, ku innym celom. Jednak jego cisze przerwał strażnik, który wyszedł zza drzwi.
- Królu - robiąc ukłon, powiedział strażnik - Informator. Wieści. Wpuścić?
- Tak! - przytakując na ukłon, szybko odpowiedział, wyraźnie się niecierpliwił.
Strażnik odszedł szybko do drzwi, a za nim pojawił się dobrze zbudowany mężczyzna w kapturze. Od razu widać było, że jest on z oddziałów specjalnych.
- Mów, Garecie - powiedział Król, który jeszcze wyraźniej się niecierpliwił zmuszając mężczyznę do ominięcia nawet pokłonu. Tak i odpowiedział od razu, nie czekając.
- Oddziały kultystów wyraźnie osłabły. Odbiliśmy okolice Harkween oraz wycofali się spod muru, a ich patrole w dużej części znikły z dróg.
- A kryjówka - przerwał Król - macie ją?
- Nie Panie - orzekł mężczyzna.
- A więc co do tego doprowadziło...


Smocze góry
Art stał na środku tej wielkiej śnieżnej pustyni, która obtaczała go wokoło. Jedyne co widział, to kilka połaci drzew, krzewów, kamieni, a za nim szczyty góry. Przed nim z daleka również widział wielkie ruiny Skywood, które zatopiło się w śniegu. Góry okazały się dla niego większym przeciwnikiem niż nieumarli czy Ulthus. To walka, która była niesprawiedliwa i w której coraz bardziej przegrywał. Pomimo, że podróżował kilka godzin, to opadał z sił, jednak jego emocje nie pozwalały mu się poddać. Nie potrafił się poddać. Nie mógł znieść nawet takiej myśli. Jednak żeby przeżyć musiał coś zrobić - nauczyć się przetrwać.
Wypatrzył jedno z połaci drzew, które tak rzadko przyozdabiały jego krajobraz w pobliżu i ruszył. To był jego ratunek.

Offline

#50 2015-04-07 18:48:52

TheMo
Administrator
Dołączył: 2015-01-31
Liczba postów: 59
Windows 7Chrome 41.0.2272.118

Odp: Zimna nadzieja - ekspedycja klasztoru (472 rok)

Podziemia klasztoru


Żołnierze przeszukali niemal wszystkie zakamarki. Zero śladu zagrożenia. Postanowiono więc posłać po uczonych. Pierwszym z nich, który wkroczył do podziemi był Fenor. Zdumiały go zasoby. Za nim weszli kolejni, mając podobne uczucie. Od razu wzięli się do pracy. Większość ksiąg opuściła półki. Przenieśli je od razu do klasztoru przerobionego na pracownie, gdzie jest lepsze światło. Pozostali szukali innych skarbów. Achaja zauważyła, że z półki spadł jakiś pergamin. Wzięła go w dłoń i chciała podać uczonemu, ale zauważyła na nim dziwny symbol. Gdzieś go widziała. Przypomniała sobie. Identyczny wzór ma wytatuowany na twarzy Themo. Spojrzała na miejsce, gdzie wcześniej leżał. Było tam też kilka innych znaków. Postanowiła zachować znalezisko, by potem pokazać je wojownikowi. Poszukiwania przerwał rumor. Wszyscy zbiegli się do źródła dźwięku. Jeden z uczonych chciał dostać księgę z górnej półki, ale niestety przewrócił cały regał. Pozostali żołnierze zaczęli zbierać ofiarę z wypadku. Ktoś zauważył, że w ścianie była wydrążona dziura. Przyświecono tam pochodnią. UKRYTY TUNEL KURWA!!!!!! Nikt na obecną chwilę nie miał ochoty się tam zapuszczać. Przybył Fenor wezwany na miejsce zdarzenia.
-Jak tylko Themo wyzdrowieje, tam wejdzie. Na razie pilnować, by nic nie wypełzło.
Wydał rozkazy i wrócił do pracy zabierając ze sobą kilka ksiąg.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
porno - smoczebractwostali - polishliferp - tajneforum - cheatforgames